reklama
reklama

Z korporacji do stolarni. Andrychowianka zaklina marzenia w drewnie i żywicy

MAGAZYN, Wiadomości, 30.11.2022 16:35, Edyta Łepkowska

Iwona Paszewska miała już dość pracy, która nie przynosiła namacalnych efektów.

Z korporacji do stolarni. Andrychowianka zaklina marzenia w drewnie i żywicy

Porzuciła wysokie stanowisko w korporacji i bardzo dobre zarobki dla niepewnej przyszłości. Wygodną pracę umysłową zamieniła na fizyczną. Teraz wykonuje... stoły na zamówienie. Nie są to jednak zwykłe meble. W ich blatach Iwona potrafi urzeczywistnić ludzkie tęsknoty i marzenia, zamknąć wspomnienia. Każdy jest inny, wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju.

Iwona Paszewska pochodzi z Sułkowic Łęgu, ale gdy skończyła szkołę średnią, przeprowadziła się do Krakowa, gdzie studiowała, a potem pracowała w korporacji. Dopiero niedawno wróciła w rodzinne strony, gdzie wciąż ma rodzinę i przyjaciół. Zamieszkała w Andrychowie i tam też wynajęła lokal na pracownię, w której tworzy swoje wyjątkowe stoły. Każdy z nich powstaje w ścisłej współpracy z zamawiającym, aby jak najlepiej oddawał jego potrzeby. Ale stoły, które wychodzą spod rąk Iwony Paszewskiej nie są zwykłymi meblami. Każdy z nich jest piękny i unikatowy. To element wyposażenia, który we wnętrzach jako pierwszy przyciąga wzrok. Blaty tych stołów powstają z drewna i żywicy, w której mogą być zatopione przeróżne przedmioty.

Co ciekawe, Iwona Paszewska nigdy wcześniej nie miała do czynienia ze stolarstwem. W jej rodzinie nikt się tym nie zajmował, choć wszyscy mają jakieś zdolności manualne. - Pracując przez dekadę w korporacji, czułam się coraz bardziej zmęczona tym, że to jest takie bardzo abstrakcyjne. Efekty pracy nie są namacalne. Moja niechęć do niej narastała, dlatego postanowiłam się przebranżowić. Uznałam, że fajnie byłoby mieć jakiś fach w ręku – opowiada kobieta.

Szukając pomysłów na nową siebie, postanowiła pracować z drewnem. - Jestem dzieckiem lasu. Drewno to jest bardzo wdzięczny materiał, ciepły i ma fenomenalny zapach. A dlaczego tworzę z niego akurat stoły? Chyba dlatego, żeby mieć powierzchnię do zalewania żywicą przedmiotów. Bo lata temu zobaczyłam gdzieś taki włoski projekt, zachwyciłam się nim i pomyślałam, że fajnie byłoby robić coś tak spektakularnego – mówi Iwona.


Żeby jednak zacząć tworzyć stoły, musiała najpierw nauczyć się tego fachu. - W stolarni w Andrychowie udało mi się wybłagać, żeby mnie tam majster wpuścił i pozwolił podpatrywać, jak się pracuje z drewnem. Najpierw przyjeżdżałam do niego tylko na soboty, potem zmieniłam sobie sobie umowę w pracy na cztery piąte etatu, dzięki czemu miałam wolne również piątki. Trochę w tej stolarni zamiatałam, trochę dłubałam swoich rzeczy. To moje terminowanie trwało trzy lata – opowiada. Jak mówi, wybór takiej mało kobiecej branży nie jest w jej rodzinie ewenementem. Jej mama prowadziło bowiem w Wadowicach zakład wulkanizacyjny.

Mniejsze projekty Iwona realizuje w większości sama. Przy większych korzysta z pomocy dwóch zaprzyjaźnionych stolarni. Prace wykończeniowe to również coś, czego nie może zrobić we własnym zakresie, musi bowiem korzystać ze szlifierki taśmowej, by wygładzić powierzchnię blatów, a na koniec oddaje je do lakiernika. - Jeśli ktoś chce połysk, to potem jest jeszcze sześć godzin polerowania, co już robię sama – mówi ze śmiechem.

Przez jakiś czas mieszkała i tworzyła po części w Polsce, a po części nad Morzem Śródziemnym, w Barcelonie. Na trzy miesiące jechała tam, potem na taki sam okres wracała tutaj, a później spędzała w każdym kraju po pół roku. Jak wspomina, po niespełna dwóch tygodniach pobytu w Hiszpanii poznała w czasie wyjazdu wspinaczkowego starszego Brytyjczyka mieszkającego w Barcelonie, z którym szybko złapała wspólny język. Prowadził on własną firmę i miał ogromną pracownię wypełnioną różnymi maszynami, wśród których były i takie, których ona potrzebuje do wykonywania swoich stołów. - Pozwolił mi za darmo z nich korzystać, dał mi nawet klucze do swojego domu. Gdy tam pracowałam, jego córki hasały koło mnie, czasem mieszały ze mną w żywicy – wspomina Iwona.


Klienci nie zawsze wiedzą, jaki stół chcą kupić. Czasem dają jej tylko wskazówki dotyczące jego koloru i rozmiaru, niekiedy mają bardziej specyficzne wymagania, związane z rodzajem drewna, kolorem żywicy i przedmiotami, które mają być w niej zatopione. Ostatnio były to na przykład liście jawora, zarówno zielone, jak i jesienne, zmieniające kolor, a wreszcie całkiem już żółte. Najdziwniejsze jej zamówienie pochodziło od Polaka z Holandii, których chciał dwa stoły, duży do jadalni i mały, kawowy.

- Nie podał mi ich wymiarów czy rodzaju drewna. Miał tylko takie wymagania, żeby w blacie dużego stołu były szyszki i mech, a tego małego również mech, ale oprócz tego... niebieski motyl. Przy okazji tego zamówienia dowiedziałam się, że błękitny kolor na skrzydłach to wcale nie jest pigment, tylko sposób, w jaki światło się od nich odbija. Bardzo trudno było tak zatopić motyla w żywicy, żeby faktycznie zachował choć trochę tej niebieskości. Dopiero z trzecim mi się to udało, aczkolwiek nie jest tak błękitny jak pierwotnie – opowiada kobieta.

Iwona Paszewska tworzy też mniejsze elementy wystroju wnętrz, podkładki i ozdoby. Między innymi utrwala w żywicy bukiety ślubne. Jej prace można będzie obejrzeć w czasie Kiermaszu Świątecznego, który odbędzie się 11 grudnia w Parku Miejskim w Andrychowie.








Zdjęcia: foto pod tytułem - Edyta Łepkowska, pozostałe nadesłane przez Iwonę Paszewską

reklama
News will be here

Zobacz także

Napisz komentarz

Redakcja mamNewsa.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy Internautów. Prosimy o kulturalną dyskusję i przestrzeganie regulaminu portalu. Wpisy niezgodne z regulaminem będą usuwane. Dodając komentarz, akceptujesz postanowienia regulaminu. Wszelkie problemy z funkcjonowaniem portalu, usterki, uwagi, zgłoszenia błędów prosimy kierować na: [email protected]

Musisz być zalogowany, aby dodawać komentarze.

Brak komentarzy