Jeden z naszych czytelników przestrzega przed płaceniem w supermarketach sieci Jan (która na naszym terenie ma sklepy w Wadowicach i Kętach), zanim klient nie upewni się, że kasjerka uwzględniła ceny rabatowe produktów na promocji. Zdarzyło mu się bowiem ostatnio, że za chipsy, które miały kosztować 6,69 zł, zapłacił prawie 2 zł więcej…
Supermarkety i dyskonty codziennie wabią klientów promocyjnymi cenami różnych produktów. Z tego powodu często kupujemy więcej niż w danym momencie potrzebujemy - na zapas, z obawy, że następnym razem już tak tanio nie będzie.
Nierzadko jednak zdarza się, że ceny na paragonie okazują się inne niż na półce. W sklepach bowiem stosuje się różne zabiegi, by zachęcić do zakupu.
Ceny promocyjne często mają duże cyfry, widoczne nawet z daleka. Ale pozostałe warunki promocji są już wypisane znacznie mniejszym drukiem… I po fakcie okazuje się, że nie doczytaliśmy, że niższa cena dotyczy tylko posiadaczy karty stałego klienta, aplikacji na telefon albo jest naliczana przy zakupie większej ilości produktów – trzech, czterech, a nawet dziesięciu czy dwunastu.
Jednak sytuacja, z którą zetknął się pan Rafał w supermarkecie Jan w Wadowicach była jeszcze innego rodzaju. Tam zakup chipsów po promocyjnej cenie nie był obwarowany żadnymi warunkami wypisanymi drobną czcionką.
– Według etykiety na półce miały kosztować 6,69 zł. Cena na paragonie wyniosła 8,49 zł. Poprosiłem zatem o wyjaśnienie tej sprawy. Pani powiedziała, że "oferta z gazetki nie wbiła się do systemu" i chciała oddać kasę. Pytanie, ilu ludzi każdego dnia odejdzie, nie sprawdzając paragonu… Dodam, że taka sytuacja zdarzyła mi się w tym sklepie nie pierwszy raz. Było tak też również w przypadku innych produktów – mówi pan Rafał.
Foto: nadesłane
Lolipop, 18.11.2023 23:44
Zróbcie zakupy w Delfinie w Wieprzu, tam codziennie miałem przeboje. Już tam nie chodzę. Kierownictwo wie i wiecie jak to jest, kto się upomni to jego kto nie to mają na plus... Tragedia