Niedosłuch to problem, który bardzo utrudnia życie. Z takim defektem ciężko jest znaleźć dobrą pracę, a jeszcze trudniej ją utrzymać. Tym bardziej, że dotknięte tą przypadłością osoby niechętnie się do niej przyznają. Prowadzi to do sytuacji, iż nie są w stanie prawidłowo realizować poleceń zwierzchników (bo nie słyszą ich dobrze) czy porozumieć się z klientami. Taki problem ma właśnie Wiktor Cymborowicz z Wadowic.
Wiktor był jeszcze małym chłopcem, gdy wyszło na jaw, że docierają do niego wyłącznie głośniejsze dźwięki. Diagnozę postawiono mu, gdy miał 7 lat, ale jego mamę już znacznie wcześniej niepokoił słaby słuch synka. Zresztą nie tylko to. Bardziej widocznym objawem były jego zaburzenia mowy.
Od 8 roku życia Wiktor nosi aparaty słuchowe, które co jakiś czas trzeba wymieniać na mocniejsze. Bo jego słuch powoli, ale nieustępliwie się pogarsza. Teraz, gdy chłopak ma 19 lat, prawie w ogóle nie słyszy na prawe ucho.
Już jako dziecko źle sobie radził z niedosłuchem. I nadal ciężko mu jest znaleźć swoje miejsce w świecie. Jego pasją jest cukiernictwo. Zawsze marzył o tym, by sprawiać ludziom przyjemność słodkościami, które wyjdą spod jego rąk. Dlatego kształcił się w tym kierunku. Ale boleśnie się przekonał, że choć – jak mu się zdawało – dobry słuch nie jest cukiernikowi niezbędny, to bez niego trudno się w tym zawodzie utrzymać...
- To był dla niego ogromny cios – martwi się mama Wiktora, Katarzyna. I apeluje: - Dlatego chcielibyśmy poprosić o pomoc w uzbieraniu kwoty potrzebnej na nowe aparaty słuchowe. 4 tys. zł to na pozór niewielka kwota, ale dla nas obecnie nieosiągalna. Ciężko zwracać się do obcych ludzi o wsparcie, ale wiem, że dzięki Wam uda się nam podarować Wiktorowi szansę na spełnienie marzeń.
Zbiórka na pomoc nastolatkowi odbywa się tutaj.
Brak komentarzy