Wielu pacjentów, którzy próbują zapisać się do lekarza w przychodni w Zatorze, słyszy w rejestracji, że nie ma już wolnych miejsc. Co więcej, w placówce brakuje pediatry. Rodzice, którzy chcą, aby ich pociechę leczył specjalista chorób dziecięcych, jeżdżą w tym celu do sąsiednich gmin. Taka sytuacja nie jest tam bynajmniej nowością. Trwa już od wielu miesięcy.
- Gdy zadzwoniłam do rejestracji, usłyszałam, że na lekarza pierwszego kontaktu, to znaczy rodzinnego, mam czekać... osiem dni! Gdy chciałam zabrać do przychodni syna, też nie było dla nas miejsca, więc pojechałam z nim na nocną pomoc – żali się pani Joanna z Zatora. Z dziećmi, zwłaszcza małymi, mieszkańcy gminy jeżdżą do ośrodków zdrowia w okolicznych gminach. Niektórzy do Przeciszowa lub Jankowic po drugiej stronie Wisły, inni jeszcze dalej. - My przenieśliśmy się do Multimedu w Oświęcimiu. Tam nigdy nie ma problemu z przyjęciem synka, do tej pory zawsze tego samego dnia udawało się umówić wizytę – mówi pani Karolina.
Pierwsza informacja, która wyświetla się na stronie głównej portalu internetowego zatorskiej przychodni to oferta pracy: „Dyrekcja Samodzielnego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Zatorze pilnie zatrudni lekarzy do pracy w Podstawowej Opiece Zdrowotnej. Wymagane kwalifikacje: specjalizacja z medycyny rodzinnej lub specjalizacje uprawniające do udzielania świadczeń w POZ tj.: pediatrii, chorób wewnętrznych, medycyny ogólnej oraz w trakcie specjalizacji, lekarze z nabytymi prawami do pracy w POZ. Zapewniamy dogodne warunki pracy i płacy. Forma zatrudnienia do uzgodnienia.”
Dyrektor SZOZ w Zatorze Adam Merta zapewnia, że podobne ogłoszenia regularnie publikowane są w różnych mediach. Ale chętnych do pracy w przychodni wciąż brakuje. - Na tym terenie nie ma nowych lekarzy. Ci, którzy są, pracują już w przychodniach. Rzeczywiście, szczególnie duży problem jest z pediatrą, którego nie mamy od stycznia. Generalnie w Podstawowej Opiece Zdrowotnej nie ma wymogu żadnego, by pediatra był. W POZ-ecie mają pracować lekarze rodzinni, ewentualnie z innymi specjalizacjami, ale po kursie medycyny rodzinnej - podkreśla Adam Merta. - Dlatego może większość pediatrów pracuje w szpitalach. I niełatwo jest „przeciągnąć” ich do pracy w przychodniach.
Pediatra, aby miał pełne uprawnienia do przyjmowania w POZ-ecie, również musi ukończyć kurs w dziedzinie medycyny rodzinnej, co dodatkowo może zniechęcać potencjalnych zainteresowanych. A ponieważ specjalistów chorób dziecięcych chętnych do pracy w ośrodkach zdrowia jest tak mało, to i o takie kursy nie jest łatwo. W ten sposób koło się zamyka. Jednak Adam Merta nie ustaje w wysiłkach, by jednak zatrudnić pediatrę. - Ponieważ praktycznie żadna z oficjalnych ścieżek się nie sprawdziła, sięgnąłem po te mniej oficjalne. Prowadzę negocjacje, a co z nich wyniknie, dopiero się okaże – twierdzi dyrektor. - Ale my - wszyscy lekarze, którzy pracujemy w przychodni, mamy uprawnienia do przyjmowania również dzieci. Jednak żaden z nas nie jest pediatrą.
Lekarzy, którzy przyjmują w przychodni w Zatorze, jest w sumie pięcioro (łącznie z dyrektorem), ale dwie osoby to już emeryci, którzy dali się przekonać, by wspomagać stałą ekipę placówki. - Niestety, oni pracują tylko w wybrane dni i nie mają uprawnień do przyjmowania deklaracji. I to jest taki główny problem, jeżeli chodzi o NFZ. Aby lekarz mógł przyjmować deklaracje, nie wystarczy mu odpowiednia specjalizacja, uprawnienia do pracy w POZ-ecie. Musi też pracować codzienne. Według limitu NFZ mamy możliwość obsługi 7,5 tysiąca pacjentów (po 2,5 tysiąca na jednego lekarza), a mamy ich zapisanych już około 8 tysięcy, czyli ponad stan – wyjaśnia dyrektor.
Brak komentarzy