reklama
reklama

Przeżyła traumę w andrychowskim szpitalu. – Byłam obrażana i poniżana – twierdzi

MAGAZYN, Wiadomości, 31.03.2022 20:10, eł

Teraz uważa, że brak odwiedzin w placówce służy temu, by osoby z zewnątrz nie widziały, jak źle są traktowani pacjenci. Co na to dyrekcja szpitala?

Przeżyła traumę w andrychowskim szpitalu. – Byłam obrażana i poniżana – twierdzi

Jedna z naszych czytelniczek po śmierci swego dziecka trafiła do Wojewódzkiego Szpitala Psychiatrycznego w Andrychowie. Leczyła się tam z powodu depresji, w którą wpadła po tym tragicznym wydarzeniu. Kobieta twierdzi, że wyszła ze szpitala w jeszcze gorszym stanie niż ten, w jakim tam przybyła. A wszystko z powodu złego traktowania przez personel i całkowitej izolacji od rodziny.

Pani Katarzyna przeżyła podwójne piekło. Najpierw straciła dziecko, a później trafiła do szpitala psychiatrycznego. Pobyt tam miał jej pomóc uporać się z depresją, ale tak się nie stało. Jak twierdzi kobieta, na oddziale psychiatrycznym I, na którym przebywała, panują wręcz koszmarne warunki – przynajmniej jeśli chodzi o stosunek białego personelu do pacjentów.

- Gdy poprosiłam o możliwość zobaczenia się z mężem, to usłyszałam, że to nie jest koncert życzeń. Wielokrotnie próbowałam rozmawiać z lekarką, ale nigdy nie miała dla mnie czasu, nie mogłam się nawet dowiedzieć, jakie lekarstwa przyjmuję. Zgłaszałam, że czuję się źle po lekach wieczornych, mam zawroty głowy i mdłości, jednak nikt na to nie reagował. Wiele razy słyszałam, że jestem po prostu wariatką. Mój mąż wielokrotnie próbował się dodzwonić do pani ordynator, niekiedy dzwonił przez kilka dni, żeby się czegoś dowiedzieć. Dla niego pani doktor również była arogancka – opowiada kobieta.

Pani Katarzyna relacjonuje, że ilekroć o coś prosiła, to – o ile ktoś w ogóle reagował – odpowiadał w taki sposób, jakby strofował niegrzeczne dziecko. - Były to odzywki w stylu "przestań nudzić", "nie drzyj się ". Ponadto w szpitalu pacjenci nie mogą (a przynajmniej wtedy nie mogli) mieć przy sobie żadnych ładowarek do telefonów czy słuchawek. O naładowanie telefonu można było poprosić pielęgniarkę, ale czasem trzeba było czekać na spełnienie tej prośby dobrych kilka dni – podkreśla nasza czytelniczka.

Kiedy pani Katarzyna w końcu opuściła szpital i pojechała do psychiatry w Krakowie, ten – jak twierdzi kobieta – aż złapał się za głowę, gdy przeczytał jej historię choroby. Zszokowała go ilość leków, które kobieta dostawała w bardzo mocnych dawkach. – Niektóre były kompletnie niezwiązane z depresją, na którą miałam być leczona. Nie można było się natomiast doprosić chociażby Apapu na ból głowy – podkreśla pani Katarzyna.


Przez cały okres pobytu w szpitalu kobieta bardzo ciężko znosiła brak kontaktu z bliskimi. Jej mąż, choć wiele razy ubiegał się o widzenie z nią, za każdym razem był odsyłany z kwitkiem.

- Nawet negatywny wynik testu na COVID mu w tym nie pomógł. Nadal nie pozwalali mu się ze mną zobaczyć. Teraz mam w tym szpitalu ciocię w poważnym stanie. I również nikt z rodziny nie może się z nią zobaczyć, mimo że w innych szpitalach odwiedziny są już dawno możliwe. Moim zdaniem, personel celowo uniemożliwia wizyty u pacjentów, żeby nikt z zewnątrz nie zobaczył, jak źle są traktowani – uważa kobieta. - Mój kuzyn kilkukrotnie próbował się skontaktować z dyrekcją, chcąc prosić o zezwolenie na odwiedziny u cioci. Oczywiście nie został połączony z dyrektorem. Jakaś pani udzieliła mu tylko takiej odpowiedzi: „Na ten moment nie ma odwiedzin i nic panu na to nie poradzę". Na prośbę o uzasadnienie takiej decyzji, skoro w innych szpitalach są już zgody na wejście, pani po prostu odłożyła słuchawkę.

Jak dodaje pani Katarzyna, taka sytuacja panuje nie tylko na oddziałach psychiatrycznych, ale również na odwykowym, na którym przez dwa miesiące przebywał mąż jej przyjaciółki. – Dodam, że składanie skargi do rzecznika praw pacjenta i dyrekcji szpitala pozostało bez odzewu – twierdzi kobieta.

Dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Psychiatrycznego w Andrychowie Piotr Kopijasz twierdzi jednak, że nieprawdą jest, jakoby odwiedziny w placówce były całkowicie niemożliwe. – To nie jest tak, że nie można odwiedzać pacjentów. Wystarczy się umówić. Jeśli ktoś zapyta, poprosi, to na pewno otrzyma zgodę. Nie było z tym żadnego problemu podczas tej pandemii. Pacjenci dobrze o tym wiedzą, tylko że ich bliscy woleliby wchodzić, kiedy chcą, a na razie jeszcze nie ma takiej możliwości. Pracujemy nad jej wprowadzeniem. Chcemy pogodzić potrzeby pacjentów i odwiedzających z ich bezpieczeństwem. Do tygodnia podamy informacje na ten temat. Wyznaczymy godziny odwiedzin w dni powszednie i weekendy – mówi dyrektor.

Do zarzutów o złym traktowaniu i poniżaniu pacjentów - jak twierdzi – trudno mu się odnieść. - To są subiektywne odczucia tych osób. Ciężko też wierzyć w stu procentach pacjentowi z zaburzeniami. Dlatego nie jestem w stanie nic na ten temat powiedzieć, to zbyt trudna sprawa. Odbieram mnóstwo różnych dziwnych telefonów, nie będę tego komentował. To jest taka specyfika tego zakładu – kwituje Piotr Kopijasz.


Foto: Edyta Łepkowska

reklama

Zobacz także

Napisz komentarz

Redakcja mamNewsa.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy Internautów. Prosimy o kulturalną dyskusję i przestrzeganie regulaminu portalu. Wpisy niezgodne z regulaminem będą usuwane. Dodając komentarz, akceptujesz postanowienia regulaminu. Wszelkie problemy z funkcjonowaniem portalu, usterki, uwagi, zgłoszenia błędów prosimy kierować na: [email protected]

Musisz być zalogowany, aby dodawać komentarze.

waldemar231, 02.04.2022 22:44

Andrychowski oddział to tragedia. Sam byłem dość częstym odwiedzającym bliskiej mi osoby w tej placówce. Warunki tragiczne, jak za PRL. Ale tu nie o tym. Nie raz byłem świadkiem tragicznych odzywek pielęgniarek do pacjentów. Personel pielęgniarski tragedia... Nie podoba się coś?? Pasy... I spokój święty... Nie zdążyłeś zjeść ? Zjesz jutro,następnym razem pilnuj jedzenia ... No ludzie, przecież to są chorzy psychicznie ludzie... Tragedia... Sam wachałem się kilka razy o nagranie warunków tam panujących i udostępnienie ich w Uwadze...

waldemar231, 02.04.2022 22:44

Andrychowski oddział to tragedia. Sam byłem dość częstym odwiedzającym bliskiej mi osoby w tej placówce. Warunki tragiczne, jak za PRL. Ale tu nie o tym. Nie raz byłem świadkiem tragicznych odzywek pielęgniarek do pacjentów. Personel pielęgniarski tragedia... Nie podoba się coś?? Pasy... I spokój święty... Nie zdążyłeś zjeść ? Zjesz jutro,następnym razem pilnuj jedzenia ... No ludzie, przecież to są chorzy psychicznie ludzie... Tragedia... Sam wachałem się kilka razy o nagranie warunków tam panujących i udostępnienie ich w Uwadze...

Zibi33, 01.04.2022 07:47

"To są subiektywne odczucia tych osób. Ciężko też wierzyć w stu procentach pacjentowi z zaburzeniami. Dlatego nie jestem w stanie nic na ten temat powiedzieć, to zbyt trudna sprawa. Odbieram mnóstwo różnych dziwnych telefonów, nie będę tego komentował." No to pan szanowny pojechał sprawy nie znam aczkolwiek po takiej wypowiedzi która w jasny sposób bagatelizuje sygnały o poważnych zarzutach pod adresem personelu trudno nie dojść do wniosku że coś jest nie tak. Dyrektor powinien być wyczulony na wysokie standardy leczenia w tego typu placówce i szacunek dla człowieka a on po prostu sugeruje nie ma tematu co tam słuchacie wariatów czyli skoro dyrektor tak się zachowuje to faktycznie strach pomyśleć jak pacjentów może traktować personel skoro ma taki przykład. Nie wrzucam absolutnie wszystkich do jednego worka bo są na pewno tam pracownicy którzy mają zrozumienie dla tak wrażliwej kwestii jak zdrowe psychiczne i szacunek dla drugiego człowieka ale widać czarne owce się trafiają szkoda tylko że osoby które powinny dbać o wizerunek i wysokie standardy leczenia po prostu bagatelizują problem.

Grzechu, 31.03.2022 20:37

To co dzieje się na oddziale I niestety jest prawdą opisywaną przez wielu byłych pacjentów których znam. Wyzwiska, bluzgi, traktowanie jak wariatów, faszerowanie lekami, brak opieki psychologa na oddziale. Większość tych z którymi rozmawiałem wypisała się z oddziału na własna prośbę bo czuli się na nim gorzej niż przed przyjściem i totalnie upokorzeni. Dyrekcja albo jest ślepa albo Pan dyrektor boi się podjęcia kroków w obawie przed utratą stanowiska.