Gdy najmłodsze dzieci biorą udział w zajęciach z nauki pływania, rodzice wolą być przy tym obecni, by mieć na oku, jak ich pociechy sobie radzą i czy nie są zbyt zestresowane. Niestety, by wejść na teren pływalni, muszą kupować bilety wstępu, chociaż nie korzystają z basenu, a jedynie dodają otuchy zaaferowanym malcom.
Problem poruszył na dzisiejszej (25 listopada) sesji Rady Miejskiej w Kętach radny Marek Błasiak. - Nieraz takie małe dziecko rozpłacze się w czasie zajęć i to już jest koniec nauki pływania w danym dniu. Wtedy trzeba się nim zaopiekować, zabrać je do domu. To dotyczy tylko najmłodszych. Jak dziecko jest już ogarnięte, to rodzic tylko je odprowadza na zajęcia, a potem odbiera. Czy jest szansa na to, żeby to inaczej funkcjonowało i ci rodzice nie musieli płacić za wstęp? - zapytał Marek Błasiak obecnego na obradach dyrektora Ośrodka Sportu i Rekreacji w Kętach Jakuba Grabskiego.
- W wyjątkowych sytuacjach, nie ukrywam, umożliwiamy rodzicom nadzorowanie dzieci w czasie zajęć. Natomiast, nie chcę generalizować, ale wiele osób nadużywa tego i dlatego chcieliśmy wprowadzić większą dyscyplinę działania. Przede wszystkim chodzi o kwestie higieniczne. Bardzo dużo ludzi nie chce przejąć do wiadomości, że strefa basenowa jest strefą podwyższonego rygoru sanitarnego. Wiecznie mamy problem z rodzicami, którzy wchodzą w butach i kurtkach. I nie jest to tylko kwestia nadzorowania dziecka. Niejednokrotnie mieliśmy taką sytuację, że rodzic przychodził z kurką pod pachą, siadał sobie gdzieś na hali basenowej, otwierał książkę i czytał czy nawet jadł kanapkę. Ciężko jest wyizolować rodziców, którzy rzeczywiście potrzebują czy chcą uczestniczyć w tych zajęciach – wyjaśnił dyrektor. Zapewnił jednak, że przygląda się temu problemowi i próbuje znaleźć kompromisowe rozwiązanie.
Brak komentarzy