Koło Łowieckie Beskid Andrychów ma od jakiegoś czasu problemy z wandalami. Ktoś z uporem maniaka pastwi się na jego urządzeniach myśliwskich, co może skończyć się kiedyś tragicznie. Uszkodzenia nie zawsze są widoczne na pierwszy rzut oka, toteż nieświadom zagrożenia myśliwy może spaść z osłabionej konstrukcji.
Ryzyko takiego wypadku było bardzo poważne, gdy niedawno ktoś poodkręcał i poluzował wzmocnienia w jednej z ambon myśliwskich zlokalizowanych w Inwałdzie. Myśliwi zawiadomili o tym zdarzeniu policję, a ta wszczęła dochodzenie, niemniej wczoraj (10 lipca) doszło do kolejnego aktu wandalizmu.
Tym razem nieznany sprawca zniszczył konstrukcję wysiadki myśliwskiej i poprzecinał jej nogi. To urządzenie również znajdowało się w Inwałdzie. - Służyło do obserwacji upraw pszenicy. Gwoli wyjaśnienia: myśliwi zobligowani są do pilnowania i ochrony przed dziką zwierzyną upraw, które zlokalizowane są w ich obwodzie łowieckim. W przypadku ich zniszczenia koło łowieckie wypłaca odszkodowanie poszkodowanemu. Myśliwi nie są sponsorowani przez żadną instytucję, a wszystkie ambony, wysiadki, paśniki i podsypy budowane są z ich prywatnych funduszy. Koszt najprostszej wysiadki to rząd około 500-1000 zł, w zależności od jej wykonania – tłumaczy Jakub Siekierski, sekretarz Koła Łowieckiego Beskid.
Jak podkreśla, zrzesza ono osoby w różnym wieku, dlatego bardzo ważne jest, aby urządzenia, z których myśliwi korzystają, były bezpieczne. Zresztą nie tylko dla nich – na stojącą w polu ambonę czy wysiadkę wspiąć się może każdy ciekawski. Może się zdarzyć, że będzie to dziecko. - Apelujemy do „dowcipnisia", który dopuścił się tych czynów, aby przemyślał, czy chce mieć czyjeś zdrowie, a w najgorszym wypadku życie, na sumieniu – mówi Jakub Siekierski.
Foto: nadesłane
Brak komentarzy