Pisaliśmy już o wyczynie Romana Ficka ze Skawicy w powiecie suskim, który tydzień temu w 35 godzin i 8 minut zrobił tak zwaną Tatrzańską Pętlę, czyli przebiegł dookoła całych Tatr. W dodatku nie wybrał najłatwiejszej możliwej trasy, chciał bowiem „zaliczyć” po drodze wszystkie czynne schroniska. Teraz biegacz opowiada o swoich przeżyciach ze szlaku.
Roman Ficek jest zaprawionym w bojach ultramaratończykiem, który ma na koncie już wiele niebywałych wyczynów. Jednak nawet dla niego pokonanie Tatrzańskiej Pętli w warunkach zimowych okazało się bardzo wyczerpujące. - Przyznam, że drugi raz nie podjąłbym tego wyzwanie zimą. A przynajmniej tak sądzę. Może to dziwnie zabrzmi, ale w przyszłości będę robił wszystko, by takie pomysły zimowych biegów nie przychodziły mi do głowy. W zasadzie chyba boję się lawin i w zimie przebywanie nocą w niebezpiecznych miejscach przyprawia mnie o niepokój – wyznaje biegacz. - To najtrudniejsze 188 kilometrów, jakie biegłem jednym ciągiem. No, może oprócz Rumunii w Karpatach…
Jego trasa wiodła przez niełatwe do pokonania zimą przełęcze, jak Rohatka czy Zawrat. Znaczna jej większość była pokryta śniegiem. Jak szacuje Roman Ficek, łączna długość odcinków, na których go brakowało, nie przekracza 25 km. – Reszta była cała zasypana, łącznie z Magistralą Tatrzańską, gdzie - miałem cichą nadzieję - będzie chociaż przetarte. Jak się okazało, to ja musiałem na pewnych odcinkach ją przecierać. Najtrudniejsza była nocna przeprawa przez Tatry Zachodnie i okolice Siwego Wierchu. Szukanie jakichkolwiek śladów w tamtych okolicach było nieprzyjemne i wyczerpujące. Na Brestową dotarłem mocno wycięty, a tam z kolei czekał mnie zbieg po stromym lawiniastym żlebie. Wspomnę jeszcze, że całą noc rozmawiałem ze sobą, by nie spotkać żadnego misia i dobrze zrobiłem, ponieważ na Magistrali były jego świeże tropy w śniegu, skręcające ze szlaku w las. Podejrzewam, że niedźwiedź zszedł ze szlaku, gdy usłyszał mój głos – relacjonuje ultramaratończyk.
Po polskiej stronie łatwiej było trzymać się szlaku, ale sam bieg nie był bynajmniej lekki, łatwy i przyjemny. - Kiedy wyszło rano słońce, śnieg robił się jak kisiel i biegło się bardzo ciężko. Tak samo było w pierwszy dzień po słowackiej stronie - wszystko pływało i tylko nieliczne odcinki, jak na przykład na Czerwoną Ławkę, były zmarznięte – podkreśla Roman Ficek. - Nie było wiatru, mgły i mrozu, ale za to śnieg pochłonął całą moją energię i po 24 godzinach czułem się tak, jak po trzech dniach biegu Głównym Szlakiem Beskidzkim. Trafić na doskonałe warunki zimą w Tatrach jest chyba niemożliwe.
W trakcie biegu ultramaratończyk pokonał w sumie 10 500 m przewyższeń. Przez całe 35 godzin nie zdecydował się nawet na jedną krótką drzemkę. Zjadł w tym czasie cztery posiłki – dwa w schroniskach po słowackiej stronie Tatr i tyle samo po polskiej. Oprócz tego wspomagał się na trasie żelami z zawartością elektrolitów, które miał w plecaku. - Pętlę Tatrzańską można zrobić na wiele sposobów. Ja obrałem wariant niełatwy, ale chciałem zaliczyć schroniska. Gdybym je ominął i biegł tylko dolnymi pułapami, zadanie byłoby o wiele prostsze i do możliwe do wykonania w znacznie krótszym czasie – zapewnia Roman Ficek.
Foto: Facebook/Roman Ficek Hoka Poland Team
Brak komentarzy