reklama
reklama

Andrychowianka cudem uniknęła śmierci, ale leczenie pozostawiło straszne skutki...

MAGAZYN, Wiadomości, 21.02.2024 18:11, eł
„Już prawie nie mam wolnej od bólu części ciała. A leki nie działają” - mówi kobieta.
Andrychowianka cudem uniknęła śmierci, ale leczenie pozostawiło straszne skutki...

Pochodząca z Witanowic, ale od dawna już mieszkająca w Andrychowie Małgorzata Kwarciak dwa lata temu dowiedziała się, że cierpi na nowotwór złośliwy piersi. Pierwszy lekarz, do którego się udała, nie dawał jej żadnych szans na przeżycie. Rokowania kolejnych też były pesymistyczne. Jednak po chemioterapii i operacji, choć pani Małgosia otarła się wtedy o śmierć, rak przestał dawać o sobie znać. Ale inwazyjne leczenie spowodowało ogromne szkody w jej organizmie...

Małgorzata Kwarciak sama wyczuła guza podczas kąpieli pod prysznicem. Najszybciej, jak to było możliwe, udała się do lekarza, choć miała nadzieję na rozwianie swoich obaw, a nie ich potwierdzenie. - Pan doktor zrobił mi badanie USG, po czym powiedział, że wyhodowałam sobie taki nowotwór, że to już koniec. Nie ma nawet sensu walczyć. Polecił mi udać się na leczenie paliatywne, bo ratunku już dla mnie nie ma... To był straszny szok. Zapłaciłam za wizytę i zaczęłam się ubierać, ale byłam w takim stanie, że szło mi to bardzo powoli. A wtedy lekarz krzyknął, żebym się pospieszyła i wyszła, bo on zaraz zamyka gabinet... - wspomina wciąż roztrzęsiona na myśl o tamtym zdarzeniu pani Małgorzata.

Gdy od niego wyszła, nie zdawała sobie sprawy, co robi. Zaczęła iść środkiem ulicy. - Najbardziej przerażało mnie to, że muszę tę wiadomość przekazać córce z Krakowa, która wiedziała o mojej wizycie u lekarza i czekała przy telefonie, aż do niej zadzwonię. Kiedy to zrobiłam, spakowała się i przyjechała, żeby mnie pocieszyć, choć był już późny wieczór – opowiada Małgorzata Kwarciak.

To dzięki staraniom córki kobieta już w dwa dni później trafiła do Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Ale tam okazało się, że guz rośnie błyskawicznie i jest nieoperacyjny... - Znowu wrócił strach i przerażenie. Jednak lekarze w szpitalu nie spisywali mnie na straty, jak ten, u którego byłam prywatnie. Pamiętam dzień, kiedy poszłyśmy z córką do pani doktor, która miała ustalić, ile cykli chemioterapii potrzebuję, by przyniosły pozytywne efekty. Stwierdziła, że aż szesnaście, w tym cztery tak zwanej czerwonej, najsilniejszej. Moja córka wtedy zemdlała, bo wiedziała, że to jest praktycznie nie do przeżycia... – relacjonuje Małgorzata Kwarciak.


Ona sama również z trwogą myślała o chemioterapii, zdając sobie sprawę, jak bardzo inwazyjne i wyczerpujące dla organizmu jest to leczenie. - Ale przeżyłam taką magiczną noc, gdy chyba niebo zrównało się z ziemią. Byłam wtedy zrozpaczona, nie widziałam obok siebie niczego pozytywnego. Gdy jednak córka, u której wtedy byłam, pościeliła mi łóżko w swojej sypialni, przyszła do mnie niespełna wówczas dwuletnia wnusia. Położyła się obok mnie, zacisnęła mocno rączki koło szyi, a ja zasnęłam. Obudziłam się dziwnie spokojna i - patrząc na to maleństwo, a także na moje dzieci, które są cały moim światem - zdecydowałam się podjąć tę walkę – opowiada andrychowianka.

Nie było ani trochę lżej, niż się spodziewała. Straciła energię, osłabła, wypadły jej wszystkie włosy. - Po każdej dawce czułam się, jakbym zapadała się pod ziemię. Jednak dzięki chemioterapii pojawia się możliwość operacyjnego usunięcia guza. Na zabieg pojechałam spokojna, pomogła mi w tym modlitwa. Operacja się udała, pan doktor wyciął wszystko, co trzeba było usunąć i potem mówił mi, żeby się nie martwiła, bo wszystko będzie dobrze – wspomina pani Małgorzata.

Kobieta zasnęła, a kiedy się obudziła, zobaczyła nad sobą wiele zaniepokojonych twarzy... Słyszała słabnące bicie swego serca, czuła, że gdzieś ją wiozą. - Miałam świadomość, że kończy się moje życie. To był środek nocy. Lekarze z niebywałym poświęceniem walczyli aż do rana, by mnie ocalić. Po raz drugi mnie operowali, przetoczyli mi trzy jednostki krwi i położyli mnie na OIOMie. Było bardzo niebezpiecznie, ale pragnienie powrotu do domu i do dzieci sprawiło, że szybko z tego wyszłam – podkreśla andrychowianka.

Od tamtej pory nowotwór pozostaje w uśpieniu. Nie pojawiły się przerzuty, nie ma na razie zagrożenia dla życia. Ale kobieta cały czas zmaga się z efektami spustoszenia, która poczyniła w jej organizmie chemioterapia. - Nie mam chyba żadnej części ciała wolnej od bólu. A nie działają na mnie już żadne środki przeciwbólowe, nawet te najmocniejsze, które dostałam od lekarza z hospicjum – mówi Małgorzata Kwarciak. Jednym ze skutków ubocznych leczenia raka jest neuropatia, czyli choroba nerwów obwodowych, która doprowadziła u niej do utraty czucia w stopach. Przez to kobieta często się potyka, a kiedy się zraniła, nie zdawała sobie z tego sprawy, dopóki nie zauważyła, że zostawia krwawe ślady...


Nieustanne dolegliwości odbierają pani Małgorzacie chęć do życia. Do tego dochodzą problemy finansowe, które sprawiają, iż kobieta niejednokrotnie musi zrezygnować z leków czy wizyty u specjalisty. - Mam tylko 1190 zł emerytury. Myślałam, że kiedy na nią przejdę, pójdę do pracy, żeby sobie dorobić i żyć spokojnie. Ale choroba zniweczyła te plany. Córka pomaga mi, ile może, czasem naprawdę z tym przegina, bo przecież ma dwie małe córeczki. Nadal jednak brakuje mi pieniędzy dosłownie na wszystko. A ciągły ból doprowadza mnie do rozpaczy – wyznaje.

Fundacja Onkologiczna Rakiety założyła na jej leczenie zbiórkę na portalu siepomaga.pl, ale dotąd wpłynęło na nią niewiele pieniędzy. - Pomimo to, że samej mi jest trudno, zawsze staram się pomagać innym. Jeśli nie mogę finansowo, to chociaż wystawiam przedmioty na licytację dla chorych dzieci. Niełatwo jest mi prosić o wsparcie dla siebie, ale nie mam wyboru – mówi ze łzami w oczach.

Zbiórka na konsultacje lekarskie, leki oraz rehabilitację pani Małgosi odbywa się tutaj.

reklama
News will be here

Zobacz także

Napisz komentarz

Redakcja mamNewsa.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy Internautów. Prosimy o kulturalną dyskusję i przestrzeganie regulaminu portalu. Wpisy niezgodne z regulaminem będą usuwane. Dodając komentarz, akceptujesz postanowienia regulaminu. Wszelkie problemy z funkcjonowaniem portalu, usterki, uwagi, zgłoszenia błędów prosimy kierować na: [email protected]

Musisz być zalogowany, aby dodawać komentarze.

Brak komentarzy