34-letni Adam z Andrychowa nie jest w stanie sam się zjeść posiłku, ubrać się, wykąpać ani tym bardziej chodzić o własnych siłach. Zdany jest na opiekę matki. Kobieta robi wszystko, co w jej mocy, by ułatwić mu życie, ale obawia się, że niedługo przestanie sobie dawać radę...
Dopóki niepełnosprawna osoba jest dzieckiem, opieka nad nią, choć niełatwa, nie jest ponad siły matki. Sytuacja się zmienia, gdy malec dorośnie. Wtedy nie wystarczy już tylko chęć i miłość do potomka, potrzebna jest też tężyzna fizyczna. Kobieta raczej rzadko dysponuje taką, by bez pomocy mogła pielęgnować dorosłego mężczyznę. Andrychowianka Bożena Proch z poświęceniem dba o syna, ale jego stan się pogarsza i wszystko wskazuje na to, że Adam wkrótce może utracić resztki sprawności.
Mężczyzna cierpi na porażenie mózgowe, które – jak twierdzi jego matka – jest efektem przebytej żółtaczki. Adam ma też obustronny niedosłuch, ale największym problemem są jego problemy z poruszaniem się. Jako chłopak chodził samodzielnie, choć z pewnym trudem. Potem było coraz gorzej. -Teraz z moją pomocą nie przejdzie w miarę sprawnie nawet paru metrów – podkreśla pani Bożena. Jest tak odkąd mężczyzna przebył COVID-19.
- Jego mięśnie wysiadają, a rehabilitacja w domu nie przynosi żadnej poprawy. Chcę dla niego bardziej specjalistycznej terapii, ale to dla mnie zbyt wysokie koszty. Jednak muszę zdobyć na nią pieniądze, bo inaczej syn zalegnie i nie poradzę sobie z nim, a wtedy musiałby iść do zakładu. A tego sobie nie wyobrażam. Jako matka kocham go nad życie – zapewnia kobieta.
Pani Bożena założyła zbiórkę na rehabilitację dla syna, która odbywa się tutaj.
Brak komentarzy