Ta sprawa poruszyła nie tylko mieszkańców powiatu wadowickiego. Trzy dni trwały poszukiwania zaginionej 26-letniej Izabeli, która miała odwiedzić swoich rodziców w Tomicach, ale nigdy do nich nie dotarła. Ostatecznie jej ciało odnaleziono w warszawskim hotelu. Nikt nie wiedział, dlaczego tam pojechała i co się wydarzyło. Od początku było jednak jasne, że kobieta nie zginęła śmiercią naturalną.
Pochodzącą z Tomic księgowa, 26-letnia Izabela, która z mężem mieszkała w Krakowie, zapowiedziała, że 13 października po pracy pojedzie do rodzinnej miejscowości, by odwiedzić rodziców. Nigdy tam nie dotarła. Ostatni kontakt bliscy nawiązali z nią przez komunikator internetowy 16 października około 17.00. Wkrótce potem jej telefon przestał być aktywny. Mąż zgłosił jej zaginięcie, ale poszukiwania nie przyniosły rezultatów.
Tymczasem 19 października obsługa hotelu przy ulicy Grzybowskiej w Warszawie znalazła w jednym z pokojów ciało młodej kobiety. Jak się okazało, była to zaginiona Izabela. Wedle nieoficjalnych informacji, które wówczas podawały ogólnopolskie media, kobieta została uduszona, a jej ciało leżało w wannie. W kilka dni później, po otrzymaniu wyników sekcji zwłok, Prokuratura Okręgowa w Warszawie potwierdziła, że do śmierci Izabeli przyczyniły się osoby trzecie. Nie podała jednak żadnych dokładniejszych szczegółów.
Od tej pory minęło już prawie pół roku. Czy udało się ustalić, kto odebrał życie młodej księgowej? Niestety, nadal nie. - Postępowanie pozostaje w toku. Śledztwo toczy się w sprawie, co oznacza, że nikt nie usłyszał zarzutów – lakonicznie poinformował nas prokurator Szymon Banna, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Brak komentarzy