Borelioza, choroba przenoszona przez kleszcze, może mieć bardzo poważne konsekwencje, gdy nie zostanie w porę zdiagnozowana. Tak zdarzyło się w przypadku Żanety Samoiluk z Huciska. U kobiety zakażenie krętkami Borrelia wykryto dopiero w kilka lat po tym, gdy do niego doszło. Tymczasem choroba powoli, ale nieubłaganie się rozwijała...
27-letnia Żaneta Samoiluk z Huciska we wczesnym etapie boreliozy nie miała najbardziej charakterystycznego objawu zakażania krętkami Borrelia, czyli rumienia wędrującego. Żaden z lekarzy, do których się udała w 2018 roku, nie wpadł na to, by zapytać ją o to, czy była ukąszona przez kleszcza i w tym szukać przyczyn jej złego samopoczucia. Została za to wysłana do psychiatry... W efekcie utrudniające jej życie symptomy nie ustępowały, a z czasem zaczęły się nasilać.
Dopiero w trzy lata później, w 2021 roku skierowano ją na badania, które wykazały u niej neuroboreliozę – chorobę, która rozwija się u około 15 % nieleczonych pacjentów z boreliozą. Atakuje ona obwodowy i ośrodkowy układ nerwowy. U zmagających się z nią osób dochodzi między innymi do drętwienia rąk i nóg, porażenia mięśni, zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych, a później również problemów ruchowych, niedowładów czy nawet miejscowych paraliżów.
- Osoba chora na neuroboreliozę może wyglądać jak milion dolarów, ale w środku jest wrakiem człowieka. Na co dzień muszę funkcjonować normalnie i być silna, bo wychowuję samotnie dziecko. Wewnątrz toczę walkę, której mam dosyć... - podkreśla Żaneta Samoiluk.
Kobieta źle znosiła leczenie, które u niej wdrożono. Była obolała, pojawiały się u niej kolejne niepokojące objawy. - Gdy traciłam już nadzieję na odzyskanie dawnej funkcjonalności, odkryłam nową drogę do walki o zdrowie. Zaczęłam przyjmować lekarstwa w formie ziół i naturalnych suplementów. Wszystko na chwilę się uspokoiło. Nie trwało to jednak długo. Wraz z epidemią COVID moja choroba obudziła się na nowo. Miałam dietę, musiałam się rehabilitować. Wszystko się jednak skończyło, bo zabrakło mi środków na dalszą terapię – twierdzi.
Choroba rozwinęła się już do tego stopnia, że pani Żaneta nie może pracować. Kobieta z obawą spogląda w przyszłość, najbardziej jednak martwi się córeczkę, która w tym roku rozpocznie naukę w pierwszej klasie. Dziewczynka potrzebuje zdrowej, sprawnej mamy, ponieważ zaczyna nowy etap w życiu - naukę w pierwszej klasie. Wymaga teraz bardzo dużo uwagi. - Błędne koło, w które wpadłam, pogrąża moje zdrowie, jednocześnie zabierając środki na życie – rozpacza Żaneta Samoiluk.
Na jej leczenie Fundacja Siepomaga założyła zbiórkę pieniędzy. Odbywa się ona tutaj.
Brak komentarzy