Tabliczki zamontowane na ścianach jednego z bloków przy ulicy Włókniarzy w Andrychowie wywołują niedowierzanie lub rozbawienie przechodniów. Ale irytują też niektórych nowszych mieszkańców budynku, którzy nie wiedzą, dlaczego zostały zawieszone. Głoszą one: „Teren prywatny. W obrębie bloku zakaz przebywania osób postronnych”.
- Czy to znaczy, że nie wolno mi zapraszać gości? Kurier nie może dostarczyć mi przesyłki? - dziwi się młoda kobieta, która stosunkowo niedawno wprowadziła się do budynku. Inna mieszkanka zapewnia, że tabliczki miały tylko zniechęcić młodzież do zakrapianych alkoholem spotkań na ławce przed jedną z klatek. - Teraz są już w ogóle niepotrzebne – uważa kobieta.
Więcej na ten temat powiedziała nam prezes zarządu wspólnoty mieszkaniowej – Izabela Janzer. - Goście mieszkańców bloku, listonosze czy kurierzy nie są osobami postronnymi. Chodzi głównie o niektórych klientów sklepu monopolowego w sąsiedztwie. Mężczyźni, którzy zaopatrywali się w nim w alkohol, siadali na ławkach i murku przy naszym bloku. Mało tego, załatwiali swoje potrzeby fizjologiczne koło garaży. Dzięki tabliczkom mieliśmy podstawę, by ich stąd wypraszać – wyjaśnia pani prezes.
Podkreśla, że jest też spory problem z mężczyzną, który wychował się w tym bloku, ale od lat już w nim nie mieszka, a przynajmniej nie oficjalnie. Jak się bowiem okazuje, urządził sobie noclegownię w piwnicy. - Widocznie uważa, że skoro to kiedyś było jego rodzinne gniazdo, ma prawo tu przebywać. Piwnice są wprawdzie pozamykane, ale zadomowił się w otwartym holiku. I to nawet nie w tej klatce, w której mieszkał. Niekiedy ludzie mi zgłaszają, że znowu tam nocował. Wtedy mówię im, żeby dzwonili na policję – opowiada Izabela Janzer.
Jak dodaje, hasła odstraszające postronne osoby są w pewnym stopniu pomocne, aczkolwiek nie zawsze. - Przed laty do nastolatka z jednej z klatek przychodziły tabuny znajomych i przyjaciół. Rozgrywały się tam dantejskie sceny. Palili papierosy na klatce schodowej, hałasowali, a jak już wypili, to kopali po ścianach i skrzynkach na listy. Ale tabliczki w tej sytuacji nie pomogły, bo owi młodzi ludzie tłumaczyli, że są gośćmi jednego z mieszkańców – mówi Izabela Janzer.
Zapewnia, że tabliczki wiszą na bloku od dobrych kilkunastu lat. Zostały zamontowane na ścianach, zanim ponad dekadę temu objęła funkcję prezesa.
Foto: Edyta Łepkowska
Brak komentarzy