reklama
reklama

Sprawa zaginionej andrychowianki na tapecie policjantów z Archiwum X

MAGAZYN, Na sygnale, Wiadomości, 25.01.2022 20:30, eł
Ania Jałowiczor zaginęła 27 lat temu. Prawdopodobnie została uprowadzona.
Sprawa zaginionej andrychowianki na tapecie policjantów z Archiwum X

Minęło już 27 lat od czasu, gdy zaginęła pochodząca z Andrychowa Ania Jałowiczor. Dziewczynka miała wówczas 10 lat. Ostatni raz widziano ją po wyjściu ze szkolnej zabawy karnawałowej. Część drogi powrotnej pokonała razem z kolegą, nie chciała jednak, by odprowadził ją do samego domu. Od tamtej pory wszelki słuch o niej zaginął.

Do tajemniczego zaginięcia Ani Jałowiczor doszło 24 stycznia 1995 roku w miejscowości Simoradz w powiecie cieszyńskim. Ale jeszcze kilka miesięcy wcześniej dziewczynka i jej brat Dominik mieszkali w Andrychowie, przy ulicy Lenartowicza. Na przełomie sierpnia i września 1994 roku rodzice oddali rodzeństwo pod opiekę babci z Simoradza, ponieważ zdecydowali się wyjechać razem do Francji, by szybciej zarobić na zakup wymarzonego mieszkania. Tata Ani i Dominika pracował tam już od kilku lat, a mama po długich namysłach i rozmowach z mężem zdecydowała się do niego dołączyć.

24 stycznia 1995 roku w szkole podstawowej, do której dzieci uczęszczały w Simoradzu, odbywał się bal karnawałowy dla uczniów klas IV-VIII. Ania, podobnie jak inne dzieci, dowiedziała się o nim dopiero poprzedniego dnia. Szykując się na zabawę, poprosiła ciocię o pomoc w doborze stroju. Ostatecznie zdecydowała się na półgolf w żółto-czerwono-czarną kratkę oraz bordowe getry. Założyła też kolczyki w kształcie złotych kwiatuszków z cyrkoniami. Trudno powiedzieć, jak bawiła się na balu, ponieważ jej koledzy i koleżanki podawali później sprzeczne informacje. Jedni twierdzili, że przez cały czas trwania imprezy miała doskonały humor, inni zaś mówili, że była znudzona, często pytała o godzinę i wyglądała przez okno, jakby na kogoś czekała.

Z budynku szkoły wyszła około 19.50 razem z kolegą. Przeszli razem około stu metrów, po czym – jak twierdził potem ów chłopiec, Ania powiedziała mu, że dalej pójdzie sama. Do pokonania miała jeszcze około 900 metrów krętą drogą nad stawami. - Zupełnie nie pamiętam tego dnia. Mam tylko taki przebłysk, jak Ania szykowała się na imprezę. Następna migawka to błękitne światła późną nocą. Mam na myśli światła wozów strażackich i policyjnych. Był to także dzień moich urodzin, ale nawet nie jestem w stanie sobie przypomnieć, czy rodzice dzwonili z życzeniami, czy ktokolwiek mi je składał – opowiada brat Ani, młodszy od niej nieco ponad rok.

Gdy Ania nie wróciła do domu, babcia wraz z rodziną zaczęła jej szukać u szkolnych koleżanek dziesięciolatki. O 22.15 zawiadomiła policję o zaginięciu dziewczynki. Od razu ruszyły poszukiwania zakrojone na szeroką skalę. Przeczesano lasy, pola i drogi w promieniu 12 kilometrów. Funkcjonariusze pojechali również do Andrychowa, podejrzewając, że Anię mogli uprowadzić dziadkowie ze strony matki. Rozmawiali z osobami, które tam ją znały, ostatecznie jednak wykluczyli udział rodziny dziewczynki w jej zniknięciu.


Przesłuchali też mieszkańców Simoradza. Świadkowie opowiedzieli, że tamtego wieczoru widzieli jasny, prawdopodobnie beżowy samochód (dużego fiata lub ładę) krążący po miejscowości. Starsze uczennice ze szkoły Ani twierdziły, że już wcześniej zaczepiali je dwaj mężczyźni z takiego auta, proponując im podwiezienie. 24 stycznia jedna z mieszkanek wsi zobaczyła tuż przed 20.00 podobny samochód stojący na skrzyżowaniu. Gdy minęła to miejsce, usłyszała krzyk dziecka, dźwięk zatrzaskiwanych drzwi auta i pisk opon. Inny świadek widział samochód odpowiadający temu opisowi, jadący z dużą szybkością w kierunku miejscowości Dębowiec. Było to w chwilę po zdarzeniu opisanym przez kobietę. Na podstawie zeznań osób, które widziały mężczyzn z jasnego auta, sporządzono ich portrerty pamięciowe. Ale nigdy nie udało się zidentyfikować uwieczninych na nich ludzi.

W trakcie poszukiwań znaleziono zwłoki Heleny N., która zaginęła dzień wcześniej niż Ania. Policja wykluczyła jednak, by jej śmierć miała związek z zaginięciem dziewczynki. Zdaniem jej brata był to duży błąd. Po trzech miesiącach sprawa została umorzona. Jednak pod koniec ubiegłego roku znów stało się o niej głośno. Zainteresowało się nią bowiem tak zwane Archiwum X, czyli funkcjonariusze z Zespołu do Spraw Przestępstw Niewykrytych Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. W skład tej elitarnej grupy wchodzą najlepsi kryminalni, którzy próbują rozwikłać umorzone przed laty śledztwa.

- Ania każdego dnia przewija się w naszych myślach, mam na myśli siebie i rodziców. Spędzaliśmy mnóstwo czasu razem. Co było wspaniałe, to fakt, że przyjaciele i przyjaciółki Ani byli również moimi kolegami i koleżankami. I vice versa, moi znajomi byli znajomymi Ani. Wiele rzeczy robiliśmy wspólnie, bawiliśmy się razem – wspomina Dominik Jałowiczor, który liczy na to, że Archiwum X rozwikła zagadkę zaginięcia jego siostry. - Wydaje mi się, że Ania była zawsze uśmiechnięta. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie sytuacji, w której Ania marudziła czy płakała bez powodu. Nie kłóciliśmy się, zawsze sobie pomagaliśmy, zwłaszcza że wiele lat byliśmy sami, bo ojciec pracował za granicą.



reklama

Zobacz także

Napisz komentarz

Redakcja mamNewsa.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy Internautów. Prosimy o kulturalną dyskusję i przestrzeganie regulaminu portalu. Wpisy niezgodne z regulaminem będą usuwane. Dodając komentarz, akceptujesz postanowienia regulaminu. Wszelkie problemy z funkcjonowaniem portalu, usterki, uwagi, zgłoszenia błędów prosimy kierować na: [email protected]

Musisz być zalogowany, aby dodawać komentarze.

Brak komentarzy