Fenomen sportów amerykańskich

Swego czasu wyczytałem w internecie, że Polacy zafascynowani są typowo amerykańskimi sportami drużynowymi. Trudno było mi w to uwierzyć, ponieważ wydawało mi się, że hegemonia piłki kopanej jest u nas nie do przełamania. Szczególnym przykładem takiego zwrotu akcji były statystyki sprzedaży sprzętu sportowego. Okazało się, że lada moment młodzież wyjdzie na place, aby grać w baseball, ponieważ wśród kupowanego rynsztunku prym wiodły kije do tej dyscypliny. Słowo rynsztunek okazuje się nieprzypadkowe, ponieważ - co zaskakujące - za popytem na kije nie poszło w parze zapotrzebowanie na rękawice, czy piłki! Jak to możliwe?

Odpowiedź na to pytanie mogą podać właściciele jednego z zatorskich salonów jubilerskich, których w dzień dziecka odwiedziła trójka entuzjastów “piłki z bazami”. Zamaskowani sportowcy zarządzali wydania biżuterii i zbiegli - tyle ich widziano - policja stara się ich zlokalizować.

Takich sportowców niestety nie brakuje. W czasie mojej pierwszej pracy, jaką podjąłem po ukończeniu szkoły (lata temu na jednej z andrychowskich stacji benzynowych) poznałem też rajdowców. Podjazd na pit stop, tankowanie i szybki odjazd. Nie zdawałem sobie sprawy jak taka zabawa jest popularna.

Patrząc z przymrużeniem oka można być zachwyconym, że duch współzawodnictwa i kultury fizycznej jest tak głęboko zakorzeniony w ludziach nas otaczających. Poważniej to rozpatrując oczywistym jest, że nie przeskoczymy tego marginesu społecznego. Nie ma ku temu możliwości, bo przykład idzie zawsze z góry. Jeśli ciągle narzekamy, że u władzy są złodzieje, że Urząd Skarbowy okrada nas na każdym kroku i Państwo kroi nas jak może, to czego spodziewać się po niższych szczeblach piramidy społecznej?

Niech pierwszy rzuci kamień ten, kto nigdy nie wypowiedział którejś z powyższych kwestii. Jak się zatem bronić przed takimi złodziejami? Z racji moich zainteresowań nasuwa mi się na myśl jedno rozwiązanie, bardzo niepopularne i budzące ogólne oburzenie. Prawo do posiadania broni działa na Polaków jak płachta na byka. Zawsze zastanawiam się dlaczego. Argumenty, że każdy przestępca będzie terroryzował nas Berettą M9, lub Glockiem 17 są dla mnie śmieszne.

Ludzie zdają się nie rozumieć, że jeśli ktoś naprawdę byłby zdeterminowany, aby zakupić broń palną na czarnym rynku to mu się to uda. Naprzeciw takiego bandziora stanąć możemy my, obywatele, którzy starają się przestrzegać prawa (w rozsądnych granicach). Nie chcemy przecież na każdym kroku strzelać do sąsiada, który zaorał o trzy palce za dużo ziemi. Nie chcemy zamordować przypadkowej, stojącej przed nami w sklepowej kolejce emerytki, która wykupiła nam ostatnią bułkę. Chcemy prawa do obrony osobistej. Tutaj ponownie przyłożyć nas musimy do wspominanych wyżej Stanów. Jakie są efekty sytuacji, w której pistolet kupić można w co większym markecie? Dwojakie.

Z jednej strony doniesienia medialne o strzelaninach na ulicach, czy szkołach. Z drugiej fakt, że gdyby ktoś podniósł zbrojną rękę na USA i jakimś zbiegiem okoliczności udałoby mu się pokonać prawdopodobnie pierwszą armie świata, to musiałby sobie jeszcze poradzić z blisko 50% mieszkańców tego kraju, którzy w swoim gospodarstwie domowym posiadają przynajmniej jedną sztukę broni palnej. Przyznacie, że temat jest dosyć ciężki do ugryzienia. Czy Kraków nazywany od jakiegoś czasu “miastem nożowników” zmieniłby się w strzelnice? A może bandyci zastanowiliby się trzy razy nad rozbojem, gdyby mieli świadomość, że pod ladą sklepu jubilerskiego leżeć może pistolet?


Póki co rozważania takie odkładamy z powrotem między zbiór bajek Konopnickiej a księgę z baśniami braci Grimm. Myślę, że obrabowany w środę jubiler ma już swoją opinię na ten temat. Nam pozostaje zakupienie gazu pieprzowego, ubezpieczenie wszystkiego co ma jakąś wartość i wiara w policje. Mam głęboką nadzieję, że uda im się dorwać trójkę zatorskich baseballistów i odzyskać skradzione złoto. Powodzenia.

Ketsok

foto: policja