Wczoraj rano (3 maja) pisaliśmy o pożarze drewnianego budynku mieszkalnego w Ponikwi. Była to chata pana Mieczysława, o którym głośno stało się kilka miesięcy temu, za sprawą warunków, w których przyszło mu mieszkać.
71-letni mężczyzna żył w starym domu bez łazienki, którego dach w każdej chwili mógł runąć. W fatalnym stanie była również instalacja elektryczna w budynku. Wewnątrz opanował brud i smród. Zaniepokojeni o bezpieczeństwo i zdrowie mężczyzny sąsiedzi zaalarmowali o jego sytuacji media. Reportaż telewizyjny i seria artykułów (między innymi na naszym portalu) sprawiły, że szybko znalazło się sporo osób chętnych do pomocy mężczyźnie. Ruszyła zbiórka odzieży, środków higieny osobistej i żywności dla pana Mieczysława, a jedna z mieszkanek Wieprza pojechała do Ponikwi wraz z córką, by posprzątać w jego domu i zadbać o jego wygląd.
Jednak największym problemem był stan samego budynku, w którym mieszkał 71-latek. Dom nie nadawał się do tego, by ktokolwiek w nim przebywał. Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Wadowicach nakazał jego rozbiórkę, ale mężczyzna nie chciał przeprowadzić się do lokalu socjalnego. Nie zgodził się też na pobyt w noclegowni dla bezdomnych. W takiej sytuacji Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Wadowicach złożył do sądu wniosek o umieszczenie pana Mieczysława tymczasowo w domu pomocy społecznej. Zanim jednak Temida pochyliła się nad jego sprawą, chata mężczyzny spłonęła...
Do pożaru doszło wczesnym rankiem, 3 maja. Jak ustaliła policja, doszło tam do zaprószenia ognia. Wykluczono jednak udział osób trzecich. Nieoficjalnie mówi się o tym, że zawinił niedopałek papierosa. Pan Mieczysław próbował sam gasić ogień, zanim przybyła straż pożarna, co skończyło się dla niego poważnymi poparzeniami ciała. Mężczyzna trafił do szpitala w Siemianowicach Śląskich.
Foto: OSP w Ponikwi
Brak komentarzy