Przyjście na świat Wiktorii Górczak z Bielan w gminie Kęty miało bardzo dramatyczny przebieg. Od razu po narodzinach śmigłowiec zabrał ją do szpitala w Krakowie. Dziewczynkę trzeba było dwa razy reanimować, by jej małe serduszko znów zaczęło bić. Choć walka zakończyła się sukcesem, zagrożenie życia kruszynki pozostawiło po sobie poważne konsekwencje.
Dziewczynka urodziła się 30 października. - Ten dzień powinien być jednym z najpiękniejszych w moim życiu, ale stał się najstraszniejszym koszmarem. Nagle poczułam przeszywający ból brzucha – poród zaczął się niespodziewanie. Byłam w domu, tylko z moją mamą… Wszystko potoczyło się błyskawicznie – relacjonuje mama Wiktorii.
Kobiety zadzwoniły na numer alarmowy, ale poród odbył się tak szybko, że ambulans nie zdążył zabrać jej do szpitala. Gdy dziewczynka przyszła na świat, nie wydała z siebie najsłabszego nawet dźwięku. Mało tego, nawet nie oddychała...
Trzeba było wezwać śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, aby szybko przetransportował Wiktorię do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie, gdzie lekarze z determinacją walczyli o jej życie. Choć jej stan był ciężki, udało się ocalić dziewczynkę.
Po tych dramatycznych narodzinach maleńka Wiktoria spędziła jeszcze sześć tygodni w szpitalu. - Nie wolno było mi przy niej być… Mogłam odwiedzać ją tylko w wyznaczonych godzinach, a każdy dzień rozdzielał nas coraz bardziej – opowiada mama dziewczynki.
Choć Wiktoria przeżyła, cały czas zmaga się z konsekwencjami zamartwicy, w której przyszła na świat. - Nie jest w stanie samodzielnie jeść, dlatego karmiona jest przez specjalistyczną sondę. Nie wiemy jeszcze, jak dramatyczny poród wpłynie na jej rozwój i przyszłość, ale jedno jest pewne –potrzebuje stałej rehabilitacji, wsparcia neurologopedy i wielu specjalistów. Niestety, koszt takiej opieki jest ogromny… - martwi się jej mama.
Kobieta zwróciła się o pomoc do Fundacji Siepomaga, która założyła zbiórkę na leczenie i rehabilitację Wiktorii. Zrzutka odbywa się TUTAJ.
Brak komentarzy