Śmierć pacjenta po wypadku, do którego doszło w trakcie przewożenia go karetką do szpitala, zakończyła się niedawno skierowaniem do sądu aktu oskarżenia przeciwko kierownikowi Zespołu Ratownictwa Medycznego z Kęt. Teraz decyzję w tej sprawie wydał Rzecznik Praw Pacjenta, również miażdżącą dla ekipy ambulansu.
Sprawę tragicznej śmierci Artura Miłonia z Zatora, cierpiącego na schizofrenię paranoidalną, opisywaliśmy już kilka razy (tutaj, tutaj i tutaj). Mężczyzna zmarł w wieku zaledwie 41 lat, po wypadku, którego doznał, gdy wieziono go karetką pogotowia ratunkowego do szpitala. W trakcie jazdy wyskoczył z ambulansu, przewrócił się, ale szybko się podniósł i zaczął uciekać. Ratownicy zatrzymali go z pomocą policjanta, który przypadkiem znalazł się na miejscu zdarzenia. Wkrótce potem u pana Artura doszło do nagłego zatrzymania krążenia. Do szpitala dowieziono go pogrążonego w śpiączce, z której już się nie wybudził. W kilka tygodni później zmarł.
Jak wynika z decyzji Rzecznika Praw Pacjenta, podpisanej przez zastępczynię dyrektora Departamentu Postępowań Wyjaśniających Urszulę Rygowską-Nastulak, w tej sprawie ratownicy dopuścili się poważnych uchybień. Pierwszym było zaniedbanie podania pacjentowi leków uspokajających, aby bezpiecznie przewieźć go do szpitala. Drugim był sposób transportu pana Artura, który wedle relacji ratowników podróżował zapięty pasami bezpieczeństwa w fotelu pasażera, znajdującym się przy drzwiach.
„Rzecznik ma duże wątpliwości do takiego sposobu przewożenia pacjenta, skoro przejawiał on zachowania agresywne i był leczony psychicznie (…) Nie ulega wątpliwości, że pacjent pobudzony i niestabilny w zachowaniu nie powinien jechać przy drzwiach, tym bardziej, że nie dało się ich zablokować” - czytamy w decyzji. Później następuje opis dalszych wydarzeń, sporządzony na podstawie relacji ratowników.
W połowie drogi do szpitala pan Artur miał zacząć krzyczeć, wymachiwać rękami, ruszać sprzęt znajdujący się w karetce. Ponoć oznajmił, że chce wysiąść, po czym to zrealizował, nie czekając, aż ambulans się zatrzyma. Odpiął pasy, otworzył drzwi i wyskoczył z jadącego pojazdu.
„Takie zdarzenie w ogóle nie powinno mieć miejsca. Każdego dnia wielu pacjentów jest przewożonych do szpitali psychiatrycznych i takie wypadki się nie zdarzają. Jeszcze raz należy podkreślić, że skoro drzwi samochodu nie dało się zablokować, to pacjent nie powinien siedzieć bezpośrednio przy nich. Ponadto, ze względu na ogólny stan zdrowia pacjenta, członkowie ZRM powinni wykazać się szczególną ostrożnością” - napisała Urszula Rygowską-Nastulak w decyzji.
Po upadku na drogę pan Artur doznał nieznacznych obrażeń, które nie wydawały się nie zagrażać jego życiu. Gdy go zatrzymano i unieruchomiono na noszach, podczas umieszczania w karetce stracił przytomność. Ratownicy stwierdzili brak tętna i oddechu, toteż przystąpili do reanimacji. Krążenie udało im się przywrócić dopiero po około 10 minutach, co – wedle cytowanego rozstrzygnięcia Rzecznika Praw Pacjenta – niewątpliwie miało w późniejszym okresie wpływ na stan zdrowia pacjenta.
Decyzja jest ostateczna. Zespół Opieki Zdrowotnej w Oświęcimiu nie ma możliwości odwołania się od niej i musi w ciągu 30 dni poinformować Rzecznika Praw Pacjenta o wykonaniu wymienionych w niej zaleceń. Zobowiązują one dyrekcję do zapoznania personelu medycznego z treścią rozstrzygnięcia i przeszkolenia go w zakresie bezpiecznego transportu chorych psychicznie osób.
Ktos, 27.09.2024 20:53
Śmiech na sali. Każdy mądry po szkodzie i wszystko wie najlepiej co jak i gdzie powinno być. Niech rzecznik się określi jak ten przypadek wpłynął na śmierć pacjenta, co było przyczyną śmierci konkretnie jakie obrażenia,czy pobicie czy duszenie itp. Jakoś nikt nigdy się nie wypowiadał o pacjentach co robili by zapobiec różnym chorobom tylko zawsze jak sobie nie dawali radę to kierowali się do pogotowia lub na szpital i później pretensje że nic nie dało się zrobić a przed długi czas nic nie robili by było lepiej. To że nikt nie pisze bo nie szuka sensacji że coś się wydarzy w karetce nie znaczy że takich rzeczy nie ma. W każdej branży są różne przypadki, które zawsze dziwnie ludzi postronnych którzy twierdzą że nie powinno mieć miejsce takie zdarzenie . Jak by pacjent zranił ratownika lub go zabił oczywiście była by ratownika wina że nie uciekał tylko dał się zaatakować.Niech każdy z nas zrobi sobie rachunek sumienia czy nie zrobił coś tak lub tak a po fakcie okazuje się że można było inaczej , ale najlepiej oceniać nie będąc w danej chwili przy zdarzeniu tylko na spokojnie sobie przeanalizować wszystko i wymyślić kilka alternatyw jakie mogły być.