reklama
reklama

Po dramatycznym wydarzeniu na boisku Jacek jest w klinice Budzik. Wciąż potrzebuje pomocy

Region, Zator MAGAZYN, Wiadomości, 08.01.2025 17:00, eł

Można przekazać na rehabilitację nastolatka z Podolsza 1,5 % podatku albo wybrać się na koncert charytatywny.

Po dramatycznym wydarzeniu na boisku Jacek jest w klinice Budzik. Wciąż potrzebuje pomocy

W kwietniu ubiegłego roku Jacek Krzemień z Podolsza w jednej chwili z pełnego energii nastolatka zamienił się w wymagającego całodobowej opieki pacjenta. Od wielu miesięcy przebywa w klinice Budzik w Warszawie, stworzonej przez aktorkę Ewę Błaszczyk. Wypowiada dopiero kilka słów, płacze zupełnie bezgłośnie. W maju ma wrócić do domu, ale jego walka o sprawność będzie trwała jeszcze bardzo długo.

Tamtego feralnego dnia, 10 kwietnia ubiegłego roku, Karolina Krzemień nie chciała puścić syna na trening piłki nożnej. Przekonywała go, by lepiej został w domu i pouczył się na sprawdzian z matematyki. Kiedy jednak odpytała go i przekonała się, że Jacek umie już wszystko, co powinien, zawiozła go na trening. Jak zwykle w takich sytuacjach, została na miejscu, by obserwować, co się dziej na boisku.

Jej syn miał bowiem zdiagnozowaną padaczkę. Ataki zdarzały mu się rzadko, ale były poważne. Chłopiec tracił w ich trakcie przytomność. Tamtego dnia pod koniec treningu pani Karolina musiała na chwilę wrócić do domu, więc poprosiła znajomego, by miał oko na Jacka. Gdy wróciła, jej syn leżał na boisku, a nad nim pochylał się trener. Dwunastolatek nie oddychał, jego serce nie biło, a pierwsze próby reanimacji nie przynosiły efektów.


Dopiero dostarczony przez strażaków z OSP w Podolszu defibrylator pozwolił przywrócić mu krążenie. Wkrótce potem śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego zabrał chłopca do szpitala w Krakowie. Okazało się, że Jacek cierpi na rzadką, ale groźną chorobę serca – zespół wydłużonego QT. To ona powodowała u niego ataki, które lekarze mylnie brali za objawy padaczki...

Od czasu tamtego, który przydarzył mu się 10 kwietnia, nastolatek jest w śpiączce. Miesiąc po ataku trafił do kliniki Budzik w Warszawie. Jego matka liczyła na to, że kiedy się tam dostanie, szybko będzie można zobaczyć poprawę jego stanu. Ale minęło kilka miesięcy, zanim udało się jej nawiązać z synem kontakt. A przynajmniej jego namiastkę. Chłopak zaczął reagować na wypowiadane do niego słowa. Teraz już nawet sam wymawia niektóre.

- Zdarza mu się powiedzieć "mama" przez sen. Albo woła naszego psa "Maniek, chodź!". Myślałam, że mi się to śni. Ale nie, usiadłam na łóżku i dalej wołał. Moim marzeniem jest, by zaczął do mnie mówić. Czasem wyrwie mu się "nie" lub "no". Kontaktuje się poprzez mruganie, dłuższe zamknięcie powiek. Umiem już to rozpoznać. Jak jest zły, zgrzyta zębami. Nie umie płakać ze łzami, ale gdy jest mu źle, na przykład na ćwiczeniach, to kwiczy. Płacze w sposób niemy, wykrzywiając buzię – mówiła pani Karolina w grudniu podczas wywiadu dla portalu parenting.pl.

W maju tego roku Jacek ma wrócić do domu. To nie będzie bynajmniej koniec walki o jego powrót do sprawności, lecz zaledwie początek kolejnego jej etapu. Czeka go jeszcze bardzo długa i kosztowna rehabilitacja. Można na różne sposoby pomóc jego rodzicom zebrać potrzebne na ten cel środki. Na przykład wybrać się na charytatywny koncert do kościoła w Palczowicach, który odbędzie się 12 stycznia o 15.00 (szczegóły na plakacie), albo przekazać na Jacka 1,5 % podatku. Można też wziąć udział w licytacjach na facebookowej grupie Wydziergane dla Jacusia.



reklama

Zobacz także

Napisz komentarz

Redakcja mamNewsa.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy Internautów. Prosimy o kulturalną dyskusję i przestrzeganie regulaminu portalu. Wpisy niezgodne z regulaminem będą usuwane. Dodając komentarz, akceptujesz postanowienia regulaminu. Wszelkie problemy z funkcjonowaniem portalu, usterki, uwagi, zgłoszenia błędów prosimy kierować na: [email protected]

Musisz być zalogowany, aby dodawać komentarze.

Brak komentarzy