reklama
reklama

Historia Agnieszki z Andrychowa mrozi krew w żyłach

MAGAZYN, Wiadomości, 12.05.2023 21:01, eł
Tak wiele cierpienia w jednym ciele..
Historia Agnieszki z Andrychowa mrozi krew w żyłach

Agnieszka Otłowska cierpi odkąd pamięta. Niewiele dni w jej życiu wolnych było od bólu. Ale każdy nauczyła się cenić, celebrować jak największe święto. Niestety los okazał się dla niej niebywale okrutny. Zadawał jej kolejne ciosy, jakby chciał za wszelką cenę ją zniszczyć, pozbawić ostatniej iskierki nadziei. Wciąż mu się to nie udało, choć uczynił z Agnieszki niemal wrak człowieka...

Kobieta pochodzi z Bachowic, ale od ponad półtora roku mieszka w Andrychowie. Ból towarzyszy jej od urodzenia, bowiem Agnieszka choruje na pęcherzowe oddzielanie się naskórka, uwarunkowaną genetycznie i bardzo bolesną chorobę. Sprawia ona, że skóra człowieka jest delikatna jak skrzydło motyla. Wystarczy najdrobniejszy uraz, wywołany na przykład przez ocieranie się spodni czy skarpetki o ciało, by u chorego pojawiały się pęcherze, a następnie rany. Najczęściej występują na stopach, dłoniach, pod pachami i w pachwinach.

Choroba jest nieuleczalna. Można tylko łagodzić jej objawy, stosując maści i plastry. – Najgorzej jest w okresie letnim. Rany pojawiają się wtedy tak często, że trudno jest funkcjonować z powodu nieustannego bólu. Gdy mam je na stopach, każdy krok wywołuje falę cierpienia. Zdrowej osobie trudno to sobie wyobrazić – mówi Agnieszka Otłowska.

Ból – najwierniejszy towarzysz

Kobieta nauczyła się żyć z tą chorobą, co nie oznacza, że jej cierpienie z czasem zmalało. Każda nowa rana wywołuje taki sam ból, jak poprzednia. Ale skoro nie można zapobiec ich powstawaniu, trzeba pogodzić się z losem. Agnieszka stała się ekspertką w celebrowaniu każdej chwili wolnej od cierpienia.

Poznała mężczyznę swojego życia, wyszła za mąż i zaczęła marzyć o dziecku. Jednak jej pierwsza ciąża zakończyła się poronieniem. To był dla niej ogromny cios. Utratę nienarodzonego maleństwa przeżywała tak, że ból w jej duszy przyćmił cierpienie pokrytego ranami ciała.

Kilka lat trwało, zanim znowu udało jej się zajść w ciążę. Gdy minął okres, w którym występuje największe ryzyko poronienia, jej radość nie miała granic. Wiedziała, że kiedy weźmie synka w ramiona, będzie szczęśliwa jak nigdy dotąd. I nie zmąci tego nawet ból, jej odwieczny towarzysz.

Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że mam wadę serca, tak zwany przetrwały otwór owalny. To taka dziurka, którą wszyscy mają w życiu płodowym i która u większości dzieci samoistnie się zamyka po urodzeniu. Ale u mnie pozostała otwarta. Ta wada sprawiła, że kiedy byłam w szóstym miesiącu ciąży, dostałam dwa udary mózgu jednocześnie – krwotoczny i niedokrwienny – z płaczem wspomina Agnieszka.

Nie chcę odchodzić, jeszcze nie czas...

Lekarze musieli ratować zarówno ją, jak i jej nienarodzone maleństwo. Zadecydowali o natychmiastowym rozwiązaniu ciąży. Agnieszka była przez dwa dni w śpiączce, a kiedy się obudziła, zobaczyła pochylającego się nad nią księdza.

Nigdy nie zapomnę tej chwili. Strachu, który wtedy przeżyłam. Myślałam, że kapłan przyszedł dać mi ostatnie namaszczenie i prosiłam: „Nie chcę odchodzić, to jeszcze nie jest ten czas”. A on tylko zamierzał zapytać, czy ma ochrzcić Kubusia… – opowiada kobieta.

Chłopczyk spędził pierwsze miesiące życia w inkubatorze, a jego mama sama przez długi czas była jak noworodek – zdana na opiekę innych. Z powodu całkowitego niedowładu lewej strony ciała, trzeba ją było karmić, kąpać, ubierać, sadzać na wózku inwalidzkim, dopóki sama powoli nie nauczyła się od nowa wszystkich tych czynności…

Z czasem Agnieszka odzyskała zdolność chodzenia i mogła już samodzielnie zajmować się upragnionym synkiem. Ale kiedy zaczęła w pełni cieszyć się macierzyństwem, nadeszło kolejne nieszczęście.

Trzeci udar mózgu

Zaszłam w drugą ciążę, tym razem nieplanowaną. Nie zdecydowałabym się na nią, wiedząc, co spotkało mnie w czasie pierwszej. Mogłam mieć tylko nadzieję, że nie zakończy się tak, jak poprzednia. Niestety, historia się powtórzyła – opowiada ze łzami w oczach Agnieszka. Po trzecim udarze kobieta już nie wróciła do pełni sprawności.

W swoim życiu musiała też przejść kilka poważnych operacji – serca, stopy, kolana, a także usunięcia części czaszki i wszczepienia w jej miejsce implantu... A czekają ją jeszcze kolejne zabiegi chirurgiczne, między innymi barku i biodra. Bo cały czas wychodzą na jaw kolejne problemy zdrowotne Agnieszki.

Kobieta cały czas potrzebuje pomocy w opiece nad dziećmi. A obydwaj chłopcy są jeszcze mali. Kubuś ma sześć lat, a Oluś jest o półtora roku młodszy. – Tak bardzo chciałabym być dla nich taką mamą, jakiej potrzebują. Ale żeby nią zostać, muszę mieć systematyczną rehabilitację. A to są ogromne koszty - mówi Agnieszka.

Kubuś, urodzony trzy miesiące przed czasem, cierpi na dysplazję oskrzelowo-płucną, która wywołuje u niego częste zapalenia płuc. Ma też iniedoczynność tarczycy i zaburzenia wzroku spowodowane retinopatią wcześniaczą. Oluś, młodszy synek Agnieszki, do niedawna wydawał się całkowicie zdrowy. Niestety, ostatnio również u niego ujawniły się pewne schorzenia.

Jednak bez względu na stan ich zdrowia, obydwaj chłopcy potrzebują sprawnej mamy. Każdy z nas może sprawić, że będą ją mieli. Wystarczy choć niewielka wpłata, której można dokonać tutaj.

Zobacz także

Napisz komentarz

Redakcja mamNewsa.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy Internautów. Prosimy o kulturalną dyskusję i przestrzeganie regulaminu portalu. Wpisy niezgodne z regulaminem będą usuwane. Dodając komentarz, akceptujesz postanowienia regulaminu. Wszelkie problemy z funkcjonowaniem portalu, usterki, uwagi, zgłoszenia błędów prosimy kierować na: [email protected]

Musisz być zalogowany, aby dodawać komentarze.

Brak komentarzy