Kornelia i Rafał Krautwurstowie z Tomic z radością oczekiwali narodzin pierwszej pociechy. Ciąża przebiegała prawidłowo i nic nie wskazywało na to, że w czasie rozwiązania pojawią się poważne komplikacje. Może gdyby lekarze zadecydowali o przeprowadzeniu cesarskiego cięcia, sprawy potoczyłyby się inaczej. Ale tego nie zrobili. Mikołaj urodził się w zamartwicy. Niewykluczone, że z jej skutkami będzie musiał zmagać się przez całe życie..
Jego mamie w 38. tygodniu ciąży odeszły wody płodowe. Kobieta pojechała do szpitala, ale poród przeciągał się niemiłosiernie. - Mimo że rodziłam po raz pierwszy, czułam, że coś jest nie w porządku. Zebrało się wielu lekarzy, ich podejście było bardzo nerwowe. Byłam już wtedy wykończona, nie miałam sił i prosiłam o cesarskie cięcie, ale się na to nie zgodzili. Mikołaj urodził się po 23 godzinach, ale tylko na moment położyli mi go na brzuchu. Synek nie wydał z siebie pierwszego krzyku, był siny, nie oddychał... - wspomina Kornelia Krautwurst.
Dopiero dzięki resuscytacji udało się przywrócić maluszkowi funkcje życiowe. Potem ponad tydzień musiał spędzić w inkubatorze, z początku karmiony przez sondę. Oprócz zamartwicy stwierdzono u niego wrodzone zapalenie płuc i obniżone napięcie mięśniowe. - Gdy wychodziłam ze szpitala po dwunastu dniach, dostałam milion skierowań do różnych specjalistów. Byłam lekko załamana, delikatnie mówiąc, ale wykrzesałam z siebie całą energię, jaką mogłam, by umówić się z sykiem na wizyty u tych wszystkich lekarzy – opowiada mama Mikołaja.
Szybko się okazało, że nie ma co liczyć na to, że będą one refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia. - Najbliższe terminy do specjalistów w ramach NFZ były za rok, a nawet dwa lub trzy lata! To, że Mikuś był wcześniakiem, nie kwalifikowało go do przyjęcia poza kolejką. Więc do wszystkich lekarzy musiałam iść z nim prywatnie. I nadal tak robię – mówi Kornelia Krautwurst.
Mikołaj, który obecnie ma skończone trzy lata, jest rehabilitowany od trzeciego miesiąca życia. Ale z początku nie było widać żadnych efektów ćwiczeń. Chłopiec był apatyczny, na przemian tylko jadł i spał. - Zaczął chodzić, gdy miał 26 miesięcy, a dopiero niedawno zaczął wypowiadać pierwsze słowa. Z rezonansu magnetycznego, który mu zrobiłam, wynika, że synek nie ma żadnych uszkodzeń mózgu. Na EEG też wszystko wyszło dobrze. Obawiałam się, że Mikuś może mieć autyzm, ale badanie neuropsychologiczne tego nie potwierdziło. Najprawdopodobniej jego problemem, oprócz obniżonego napięcia mięśniowego, jest upośledzenie umysłowe w stopniu lekkim – relacjonuje kobieta.
Pani Kornelia zapewnia, iż jej synek dużo rozumie, ale jednak tego nie wykorzystuje. - Jest zamknięty w sobie, żyje swoim światem, dlatego też myślałam, że ma autyzm. Nie umie bawić się w grupie. Gdy jest sam na sam z rehabilitantem, to zrobi wszystko, czego się od niego oczekuje. Ale jeśli jest przy nim więcej osób, na przykład ja i jego siostrzyczka, to bardzo szybo traci koncentrację – mówi pani Kornelia. - Pod względem poznawczym jest z nim ciągle słabo. Dlatego, gdy jestem w domu, cały czas ze szczegółami opowiadam, co robię. Gdyby ktoś to usłyszał, wziąłby mnie za wariatkę. Ale ja mówię nie do siebie, lecz po to, żeby synek mnie słuchał i uczył się.
Oprócz Mikusia państwo Krautwurstowie mają też młodszą od niego, dwudziestomiesięczną córeczkę, więc widzą, jak duża jest różnica między nimi. Ona mówi już zdaniami, jest znacznie bardziej niż on zainteresowana światem, szybko przyswaja sobie nowe umiejętności. - Ale to Mikuś jest moim oczkiem w głowie. Jego osiągnięcia mnie bardziej cieszą, bo przychodzą mu z takim trudem. Dlatego chcę jak najwięcej zrobić dla niego teraz, gdy jego mózg jest najbardziej podatny – wyznaje mama chłopczyka.
Ale walka o jego lepszą przyszłość jest bardzo kosztowna, dlatego rodzice Mikołaja zwrócili się o pomoc do Fundacji Siepomaga, która założyła zbiórkę na rehabilitację ich synka. Każdy, kto chciałby ich wesprzeć, może to zrobić TUTAJ.
Foto: Kornelia Krautwurst
Brak komentarzy