reklama
reklama

Dyrekcja szpitala broni lekarza. Winą obarcza matkę pacjentki

MAGAZYN, Wiadomości, 02.10.2021 20:00, Edyta Łepkowska

Takie rozstrzygnięcie sprawy było do przewidzenia. Ale to jeszcze nie koniec.

Dyrekcja szpitala broni lekarza. Winą obarcza matkę pacjentki

Miesiąc temu opisaliśmy bulwersującą sytuację, do której doszło w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w Wadowicach. Lekarz, który przyjął piętnastoletnią ciężko chorą pacjentkę, zamiast udzielić jej pomocy, wezwał… policję. Teraz okazuje się, że za swoje postępowanie nie poniesie żadnych konsekwencji.

Wydarzeniom w wadowickim SORze poświęciliśmy dwa artykuły. W pierwszym („Wstrząsające zdarzenie w szpitalu. Nastolatka mogła umrzeć”) przedstawiliśmy historię z punktu widzenia matki nastoletniej pacjentki, pani Aleksandry z Wadowic. W kolejnym (tutaj) zamieściliśmy wypowiedzi lekarza, który tamtego dnia dyżurował w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym, a także ratowników medycznych.

Przypomnijmy pokrótce, na czym polega problem. Córka pani Aleksandry od urodzenia cierpi na rzadką metaboliczną chorobę. 30 sierpnia doszło u niej do sytuacji zagrożenia życia, w której jedynym ratunkiem jest podłączenie kroplówki z dziesięcioprocentowym roztworem glukozy. Matka wezwała karetkę pogotowia, która mimo jej nalegań na pośpiech, przyjechała dopiero po upływie 45 minut. Potem – jak twierdzi kobieta – jej córka godzinę czekała w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym na jakąkolwiek pomoc. Wszystko dlatego, że dyżurujący lekarz (nota bene ginekolog), zamiast zająć się pacjentką, wezwał policję, by spacyfikować wzburzoną matkę.

Lekarz wyjaśnił nam z kolei, iż miał związane ręce, ponieważ sama Aleksandra uniemożliwiła mu udzielenie pomocy dziewczynce. Jak tłumaczył, matka nie zgodziła się na wykonanie żadnych badań córce. Nawet na zmierzenie poziomu cukru we krwi i pobranie wymazu do testu na koronawirusa. Bez tego wszystkiego nie mógł pomóc pacjentce na miejscu ani wysłać jej na oddział pediatryczny. Natomiast policję wezwał, ponieważ kobieta obrażała go i była agresywna.

Tymczasem pani Aleksandra zapewnia, że jedyne, przeciwko czemu zaprotestowała, to wykonanie córce wkłucia dożylnego przez ratownika z karetki. Chciała bowiem, by zrobiła to pielęgniarka z pediatrii, która zna specyfikę choroby dziewczynki i zły stan jej żył.

Wina matki, a nie lekarza?

Dyrekcja wadowickiego Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej po naszej interwencji przeprowadziła wewnętrzną procedurę, mającą na celu wyjaśnienie zaistniałego zdarzenia. Po rozmowach z dyżurującym wówczas lekarzem, personelem SORu oraz ratownikami z karetki, która przywiozła nastolatkę do szpitala, uznała, że nie doszło do żadnych uchybień.

Pacjentka nie czekała godzinę na udzielenie pomocy, tylko dokładnie 38 minut. Poza tym, ten czas oczekiwania nie z winy lekarza trwał tak długo. Matka nie zgadzała się na podjęcie żadnej czynności ratunkowej ani przed przyjazdem do szpitala, ani na SORze – mówi zastępca dyrektora ZZOZ w Wadowicach, lekarz Krzysztof Harpula.

Jak podkreśla, kobieta nie miała powodów, by obawiać się, że ratownicy medyczni zaszkodzą jej córce, jeśli dokonają wkłucia dożylnego, są to bowiem osoby z odpowiednimi umiejętnościami, po studiach, dopuszczone do wykonywania swego zawodu.

- To samo działo się na SORze. A tam, oprócz ratowników, są także pielęgniarki. Ponadto, matka nie zgadzała się również na pobranie wymazu z nosogardzieli. Swoim zachowaniem naraziła córkę bezpośrednio na utratę zdrowia, a nawet życia. Nie było to winą lekarza ani ratowników, którzy pracują w Zespołach Ratownictwa Medycznego – twierdzi Krzysztof Harpula.

Wicedyrektor powołuje się na art. 44 Ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty. Mówi on o tym, że lekarzowi, który wykonuje zawód w podmiocie wykonującym działalność leczniczą, przysługuje ochrona prawna należna funkcjonariuszowi publicznemu. – Jeżeli ktoś przeszkadza w jego pracy albo zachowuje się agresywnie, to lekarz może wezwać ochronę lub policję – podkreśla Krzysztof Harpula.

Natomiast pani Aleksandra przygotowuje się do złożenia skargi na działalność SORu. Nie zrobiła tego do tej pory tylko dlatego, że przede wszystkim absorbuje ją teraz zdrowie córki. Od końca sierpnia większość czasu spędza z nią w szpitalach…


Foto: Edyta Łepkowska

Zobacz także

Napisz komentarz

Redakcja mamNewsa.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy Internautów. Prosimy o kulturalną dyskusję i przestrzeganie regulaminu portalu. Wpisy niezgodne z regulaminem będą usuwane. Dodając komentarz, akceptujesz postanowienia regulaminu. Wszelkie problemy z funkcjonowaniem portalu, usterki, uwagi, zgłoszenia błędów prosimy kierować na: [email protected]

Musisz być zalogowany, aby dodawać komentarze.

cath, 03.10.2021 15:38

@ maxx Jak wzywasz pomoc oczekujesz pomocy ale tez nie wydajesz komuś dyspozycji co wolno mu robic .Strażakami tez dyrygujesz?Poza tym jesli ktoś ma tytuł ratownika to ktoś inny uznał ze ma kwalifikacje by nieść pomoc.

maxx, 03.10.2021 13:59

No jakże by inaczej – matka jest winna , jak mogła zawracać głowę ratownikom i "lekarzowi" . Tak na marginesie ratownicy jedyne co potrafią to domagać się tylko więcej kasy , nic po zatem .

cath, 03.10.2021 12:39

@zakolog A co Ty chcesz podawać dotetniczo? Harpula napisał ogólnie i dyskusja co jest czynnością diagnostyczna co ratownicza a co zabezpieczająca bo no trudno sobie wyobrazić ratowanie kogoś bez zabezpieczenia dostępu naczyniowego.To bardziej dyskusja akademicka.Warto tez wiedzieć co się leczy.

Zakolog, 03.10.2021 09:22

Panie dyrektorze Harpula, a jakie to czynności ratunkowe zamierzaliście Państwo podjąć? Dla porządku przypomnę, iż założenie wkucia dożylnego jest czynnością zabezpieczającą i co należy podkreślić - wkucia dożylnego, bo do założenia wkłucia tętniczego, ratownicy oraz pielęgniarki nie posiadają uprawnień. Natomiast pobranie wymazu z nosogardzieli jest czynnością diagnostyczną. Tak przy okazji był Pan świadkiem choć raz pobrania wymazu z nosogardzieli przez podległy Panu personel medyczny? Przecież na tym SOR nie macie nawet koniecznych do tego wymazówek. Jedyną czynnością ratunkową w opisywanym przypadku, było zgłaszane przez opiekunkę chorej podanie stężonej glukozy, ale tę czynność zdaje się blokował właśnie lekarz dyżurny !

cath, 03.10.2021 08:08

Na Zachodzie nikt nie wpadł by na pomysł kwestionowania kwalifikacji ratowników a potem lekarza.Poza tym tam ratowników tez obowiązują procedury.Jeśli dziecku coś by się stało w karetce kto by odpowiadał za niezabezpieczenie na czas transportu ratownicy czy matka pacjentki?Nawet jedli to był transport w obrębie Wadowic.

Turboplazmotron, 03.10.2021 07:52

https://youtu.be/j4clUhQdh-Q

Turboplazmotron, 03.10.2021 07:45

Są Janusze biznesu i są Janusze medycyny. Niektórzy powinni zostać przy śpiewaniu.

jbrynkus, 03.10.2021 07:10

Rzeczywiście można było się tego spodziewać. Szkoda, że tak zawsze jest. Takimi zachowaniami lekarz z wadowickiego SOR-u i broniacy go psują opinię naprawdę dobrych lekarzy, zaangazowanych w swój zawód i misję. Jestem przekonany, że takie sytuację nigdy by się nie zdarzyły na Zachodzie Europy. Tam lekarz choćby ze względu na obawę procesu o narażenie małoletniego pacjenta na utratę zdrowia lub nawet śmierć wysłuchałby jego rodzica/opiekuna prawnego i zastosował się najpierw do jego informacji. Najbardziej w tym wszystkim żal jest tej młodej dziewczyny. Prostactwo lekarza z SOR-u zademonstrowane także w wywiadzie dla mamnewsa.pl, publiczna zdrada tajemnicy lekarskiej, powinny być ukarane. I szkoda, że do tego problemu nie odnieśli się jego zwierzchnicy

Tznak, 03.10.2021 06:53

Najpierw test na COVID-19 , później ratowanie życia .

cath, 02.10.2021 20:14

Matka wzywa pogotowie nie pozwala zabezpieczyć córki wenflonem na czas transportu,potem ma „koncert życzeń” na SOR.Pomijając osobę dyżurnego trudno się dziwić ze wezwał policję.Gdyby coś stało się córce broniłaby się zapewne niewiedza i miała pretensje do wszystkich.Niezabezpieczenie pacjenta na czas transportu moze być zapewne uznane za błąd medyczny.Oczywiście można tlumaczyc to troska mamy o córkę ale niestety tak powinno być .

Skalpel, 02.10.2021 19:22

Jakoś mnie to nie dziwi. Taka drobna rada: szacunku nie zdobywa się milicyjną pałką. Karma wraca.