Popadające w ruinę budynki nie tylko szpecą nasze miejscowości, ale również zagrażają bezpieczeństwu mieszkańców. Przechodząc koło kamienicy z odpadającymi kawałkami gzymsów można nabawić się solidnego guza, a nawet doznać znacznie poważniejszych obrażeń. Co gorsza, opuszczone domy jak magnes przyciągają ciekawskie dzieci, które często szukają sposobów, by dostać się do środka. A wejście do rozpadającej się rudery może mieć tragiczny finał…
Problem poruszyła na ostatniej sesji Rady Powiatu w Wadowicach radna Grażyna Stuglik-Nizio, korzystając z faktu, że w obradach uczestniczył powiatowy inspektor nadzoru budowlanego Michał Kwarciak.
– Wydaje mi się, że tych ruder przybywa. Czy rzeczywiście jest tak, że państwo sami z siebie podejmują działania w tym zakresie, czy tak się dzieje tylko w przypadku sygnalizowania o problemie? Z obserwacji i własnego doświadczenia jako sołtysa Inwałdu widzę, że jak nie zgłoszę, to się nic nie dzieje, a jak zgłoszę, to też dzieje się niewiele… - stwierdziła radna.
Michał Kwarciak odparł, że w większości przypadków takie sprawy prowadzone są na wniosek właścicieli tych budynków lub innych osób.
– Owszem, jeżeli jeżdżąc po terenie prowadzonych inspekcji stwierdzimy, że jest gdzieś jakaś - jak to pani ujęła – rudera, podejmujemy działania z urzędu. Natomiast trzeba tutaj podkreślić jedną rzecz. Większość z tych postępowań to są sprawy bardzo skomplikowane. Jeśli pani zmierza do rudery, która stoi przy głównej drodze w Inwałdzie, to tam od dwóch lat czekamy na wyznaczenie przez sąd kuratora, co z różnych względów jest prawie niemożliwe, ponieważ od któregoś pokolenia budynek ma nieuregulowany stan prawny. Sąd nie może dotrzeć do wszystkich potencjalnych i żyjących spadkobierców, dlatego toczy się to tak długo… – wyjaśnił Michał Kwarciak.
Jak tłumaczył, czasem działania utrudnia również małopolski wojewódzki konserwator zabytków. Tak było na przykład w przypadku starego młyna w Andrychowie. – Do jego rozbiórki dążyła właścicielka nieruchomości, robiliśmy to także my. Ale konserwator zgodził się na nią dopiero wtedy, gdy dach się załamał i zawalił do wnętrza obiektu – mówił powiatowy inspektor nadzoru budowlanego.
Wspomniał też, iż niekiedy największą przeszkodą na drodze do rozwiązania problemu jest sam właściciel obiektu. Tak jest na przykład w przypadku kamienicy przy ulicy Mickiewicza w Wadowicach (na zdjęciu).
Konkret, 28.06.2024 08:33
Trochę dziwne, ze sprawy się wloką bo nie można ustalić wszystkich spadkobierców. Często sie czyta w gazetach ogólnopolskich, ze sąd wzywa do ujawnienia się, do zgłoszenia się spadkobierców jakiejś nieruchomości i mają ci spadkobiercy pół roku na zgłoszenie się. Potem się ich pomija - jak rozumiem. Więc niechby cała procedura trwała 1 rok. Bardziej mi to wygląda na nieudolność urzędników. Sam mam taki problem. Gmina starała się przejąć część drogi z nie uregulowana kwestią własności. Po 3 latach udało się i po problemie - sądzi ktoś ? Nie. Okazało się, ze 50 metrów dalej też kawałek tej samej drogi ma nie uregulowana kwestię własności. I cyrk zaczyna się od nowa, jakby tego nie dało się zrobić razem z tą pierwszą sprawą.