Córka naszej czytelniczki z Rzyk uczęszcza na zajęcia pozalekcyjne, które odbywają się przy ulicy Lenartowicza w Andrychowie. Dojeżdża tam gminną komunikacją publiczną, zazwyczaj bez większych problemów. Ostatnio jednak nie dotarła do celu, bo kierowca autobusu zakomunikował, że kończy trasę na ulicy 1 Maja w Andrychowie, kilka przystanków przed tym, na którym zawsze wysiadała.
Zdarzyło się to w ostatni wtorek (11 czerwca). Dziewczynka jechała linią nr 7. Wsiadła do autobusu tuż przed 16.00 na przystanku Rzyki Mydlarze. Wielkie było jej zdziwienie, gdy kierowca kazał jej wysiąść na ulicy 1 Maja w Andrychowie..
- Powiedział, że dalej nie jedzie. A zawsze wysiadała koło Biedronki na osiedlu. Córka bardzo się zestresowała tą sytuacją. Dzwoniłam do urzędu miejskiego i pytałam, czy powodem była jakaś awaria, ale dowiedziałam się, że do żadnej nie doszło. Nikt nie umiał mi wyjaśnić, dlaczego kierowca zakończył jazdę na ulicy 1 Maja, chociaż miał przed sobą jeszcze sześć przystanków. Przecież nie może być tak, że sam decyduje, kiedy i gdzie kończy trasę – mówi matka dziewczynki.
Zgodnie z rozkładem jazdy, autobusy linii nr 7 dojeżdżają na dworzec autobusowy w Andrychowie. Między przystankiem na ulicy 1 Maja a końcowym powinny zatrzymywać się jeszcze na pięciu innych - na ulicach Krakowskiej, Włókniarzy i Lenartowicza.
Zapytaliśmy o wtorkowe zdarzenie Zygmunta Bulkę, jednego ze współwłaścicieli spółki PKS Południe ze Świerklańca, która obsługuje cztery linie komunikacji miejskiej w gminie Andrychów, w tym właśnie tę, z której korzysta córka naszej czytelniczki.
- Nic nie wiem o takiej sytuacji, ale postaram się ustalić, dlaczego do niej doszło – powiedział.
W półtorej godziny później zadzwoniła do nas z wyjaśnieniami Anna Ficek, koordynator komunikacji miejskiej w gminie Andrychów.
- Kierowca źle się czuł i potrzebował pilnie udać się do toalety. Na ulicy 1 Maja jest Toi Toi, więc poprosił pasażerów, by tam opuścili autobus. Bał się, że nie dojedzie na dworzec, a nie chciał tłumaczyć ludziom, jaka jest tego przyczyna. Pewnie się krępował. To była nagła sytuacja, zdarzenie losowe – mówi Anna Ficek.
Foto: Edyta Łepkowska
Ecik, 15.06.2024 18:56
Zapewne z 1 Maja niejeden autobus jedzie w stronę osiedla to dziecko mogło wsiąść. Zwykle dzieci mają telefon komórkowy to mogło dziecko zadzwonić do mamy i powiedzieć a mama mogła pomóc. Ale po co? Lepiej aferę zrobić w mediach
Antek, 15.06.2024 09:07
Wy to chyba nie macie o czym pisać, że takimi bzdurami zajmujecie się.
Koniczynka, 14.06.2024 16:13
Miłość i sraczka przychodzi z nienacka... Mógł iść za potrzebą i jechać dalej... Z drugiej strony, każdego to może spotkać...