reklama
reklama

Amatorska liga na Orliku. Szósta kolejka

Sport, Wiadomości, 09.05.2016 17:22, a

Relacja z przebiegu szóstej kolejki Amatorskiej Ligi Futbolowej rozgrywanej na Orliku w Nowej Wsi. Grają tam zespoły z Kęt, Andrychowa i okolic.

Amatorska liga na Orliku. Szósta kolejka

6 kolejka ALF

Orlik Nowa Wieś, New Village Stadium

5.05.2016


KCP Team – Ultras Kęty 6:4

Klasyk ALF-a . Dwie najbardziej tytułowane firmy.

KCP Team przystąpiło w zdecydowanie szerszym zestawie niż tydzień temu. Ultras Kęty ? Jak zwykle stalą, żelazną kadrą.

Tradycyjnych szachów, badania i temu podobnych podchodów tym razem nie było – już w 2 minucie Adam Hawro zmusił, powracającego do gry po kontuzji, Wojtka Wiktora, do sporego wysiłku. Trzy minuty później Rafał Michalak wyprowadził piłkę z własnej połowy, zagrał przytomnie do Hawry, a całą akcję wykończył Michał Karkoszka (1:0). W 10 minucie ofiarną interwencję, po zderzeniu z szarżującym Hawro, Wiktor okupił odnowieniem się kontuzji (po meczu golkiper muzyków pluł sobie w brodę i złorzeczył w temacie: „ ........... {słowo niecenzuralne) ambicji”. Między słupkami stanął doświadczony bramkarz Daniel Pałamarczuk, na New Village Stadium udzielający się jednak przede wszystkim w polu. Nierozgrzany, przy pierwszej interwencji, po strzale z dystansu Bogumiła Olesiaka, piłkę „wypluł” przed siebie i Adam Hawro skorzystał z prezentu. W 17 minucie było ju 3:0 dla cytrynek – po zagraniu z rzutu rożnego z pierwszej piłki, w krótki róg, niczym Deyna w meczu z Wlochami, przymierzył Mateusz Musiał (zasłonięty Pałamarczuk nie zdążył zareagować).

Ultrasi nie zamierali zwalniać tempa, atak sunął za atakiem i sporemu szczęściu, zblokowanym w ostatnich momentach strzałom oraz coraz lepiej spisującemu się w bramce Pałamarczukowi , muzycy zawdzięczają to, że skończyło się tylko na tych trzech bramkach.

W pierwszych dwudziestu pięciu minutach wicemistrz ALF w tyłach spisywali się wyjątkowo kiepsko, niewiele lepiej układało się w przodach – co prawda sytuacje były ( „sam na sam” z bramkarzem, Kuby Migdałka, słupek z bliskiej odległości Rafała Janosza), ale piłki w siatce rywali nie udało się umieścić żadnemu z nich.

Za to patrząc na grę keczan, można było odnieść wrażenie, że przynajmniej do tego momentu „świeciło słoneczko” (wszystko „im szło”, w tym sensie, że czegokolwiek by nie zagrali - kiepsko.. bardzo kiepsko czy po prostu źle – to i tak pozostawało bez najmniejszych konsekwencji.. a piłka wracała do nich jak bumerang).

Druga odsłona zaczęła się od ładnej akcji Rafała Michalaka (zagrał sprytnie piętą do Karkoszki, ale ten minimalnie przestrzelił), ale też i od czegoś ważniejszego – muzycy przeorientowali swoją strategię. I tak jak w pierwszej połowie grali defensywnie, co skończyło się klapą, tak teraz, nie mając już nic do stracenia, zaczęli podchodzić wysoko i niepokoić rywala już na jego połowie (Błasiak, Janosz, Borak, Zając), a nawet przedpolu (Grządziel, Migdałek). To szybko przyniosło efekt (w zamieszaniu podbramkowym piłkę, przy współudziale defensorów cytrynek, wepchnął do siatki Kamil Borak). Przełamanie dodało pasom sporego „kopa” (grę „ciągnęli” teraz: Rafał Janosz, Mateusz Błasiak i Adrian Majkuciński, ale reszta kolegów też dawała z siebie wiele).

W33 minucie za faul na „Majkim” arbiter podyktował rzut karny, pewnie zamieniony przez Artura Grządziela na bramkę. KCP Team złapało kontakt i „siadło” na kompletnie zdezorientowanych ultrasach ( obrazowo określił to jeden z obserwatorów: „ultrasi grają to co KCP Team pierwszej połowie czyli nic”)

W35 minucie w obrębie „szesnastki” s faulowany został Sebastian Zając i mimo dynamicznych protestów kęczan, sędzia wskazał na wapno. Skutecznym egzekutorem „jedenastki” był ponownie Grządziel.

W chwilę później groźną kontrę wyprowadził duet: Janosz-Borak, ale w idealnej sytuacji „Raul”, zamiast oddać celny strzał, naruszył cielesność rywala!

W 37 minucie Błasiak ze środku boiska dostrzegł wysuniętego trzy metry przed bramkę, Kamila Pietrasa, zaryzykował i uderzył, a kopnięcie wyszło mu, jak pewnie nigdy w życiu - piłka, zahaczywszy o nieboskłon, spadła do bramki idealnie za kołnierz rozpaczliwie interweniującego golkipera. Niesamowite trafienie! W chwilę później idealną sytuację na odskoczenie od rywali miał Grządziel, ale trafił piłką w bramkarza. Ultrasi nie zamierzali składać broni i po jednej z nielicznych w tym fragmencie meczu kontr, zdobyli wyrównującą bramkę (jej autorem był Rafał Michalak).

I od tego momentu zaczął się mecz na najwyższym poziomie – w 41 minucie Borak , „zakręciwszy” obrońcą i bramkarzem, podał piłkę do Grządziela, a ten wpakował ją do siatki. Cytrynki odpowiedziały mocnym strzałem któregoś z napastników (kapitalną robinsonadą popisał się Damian Pałamarczuk). W 45 minucie Majkuciński złapał żółty kartonik i muzykom przez dwie minuty przyszło grać w osłabieniu. Ultrasi zamknęli rywali w prawdziwie hokejowym zamku, grali szybką, kombinacyjną piłką, ale „zasieków” rywali nie udało im się sforsować . Co gorsze, po precyzyjnym wyrzucie piłki ręką przez bramkarza KCP Team, Rafał Janosz przytomnym lobem, „główką”, posłał ją nad Pietrasem.

W samej końcówce oba zespoły miały jeszcze swoje szanse: strzał Grządziela, po rajdzie przez niemal całe boisko, obronił Pietras, uderzenie Wilka, ponownie efektowną i efektywną robinsonadą, sparował Pałamarczuk, a w ostatniej sytuacji spotkania Krzysztof Michalak skiksował na „piątym metrze”.

„Z piekła do raju” tak można by zatytułować relację w kontekście gry KCP Team. W przypadku ultrasów nagłówek brzmiałby odwrotnie.

 

Mistrzowie Osiedla – Włatcy Stadionuf 5:4

W pierwszej minucie meczu , obserwujący go Sylwester „Dziadek” Bączek wkurzył się na ludzi z Nowej Wioski, którzy z kominów zaczęli puszczać na New Village stadium dymiącą „oprawę”.

W 2 minucie, nieco w cieniu incydentu z zatruwaniem atmosfery, faworyt czyli Włatcy Stadionuf, po strzale Michała Wróblewskiego, objęli prowadzenie. Mistrzowie nie zmierzali jednak padać na kolana przed władcami (jednych i drugich do takiej postawy obligowały dumne nazwy)i najpierw zagrozili bramce Mateusza Gawędy niebezpieczną, posłana tuż obok słupka, „piętką” Mirosława Sołtysiaka,, a następnie doprowadzili do wyrównania za sprawą nowego nabytku andrychowian, Tomasza Pękali , który zakręcił obrońcą i strzelił pod poprzeczkę. W 14 minucie, przy pierwszym kontakcie z piłką, bramkę zdobył - też nowy nabytek, tyle, że włatcuf - Kamil „Junior” Mas (ex Bajer).

W chwilę później , kolejny nabytek (przy braku wielu podstawowych graczy w obu zespołach namnożyło się nabytkow-debiutantów jak królików), Mieczysław Skowroński, w idealnej sytuacji strzeleckiej, posłał piłkę „w sufit”, a Paweł Sołtysiak(już nie nabytek czy debiutant), choć wyprowadził ładną kontrę, oddał strzał zbyt anemiczny, by zaskoczyć nim bramkarza włatcuf. W 23 minucie , najniebezpieczniejszy w szeregach czerwono-czarnych, Wróblewski, po błędzie obrońców, zagrał piłkę do Mateusza „Owena” Klęczara, a ten umieścił ją w siatce. Na minutę przed końcem pierwszej połowy tata z pociechą (czyli Sołtysiak & Sołtysiak) wyprowadzili z własnej połowy kontrę, Mirosław senior uderzył i trafił w słupek, na jego szczęście „monitorujący” całą akcję z tyłu Tomasz Lach , był czujny i z dobitki zdobył kontaktowego gola.

Druga połowa zaczęła się od utraty bramki grających w..przewadze włatcuf (za złośliwe kopnięcie Wróblewskiego) na dwie minuty wyleciał z boiska Skowroński) – piłkę w swoim polu karnym zgubił Kulma, z prezentu skorzystał Lach i na tablicy mieliśmy już remis 3:3.

Dziwna sprawa.. ekipa Legienia cały czas miała optyczną przewagę, co z tego, skoro nie strzelała bramek (niewykorzystane, indywidualne okazje Królickiego, Wróblewskiego czy kontra „trzy na jeden”, po której tenże Wróblewski posłał piłkę obok słupka).

W 35 minucie (poniewierany niemiłosiernie i systematycznie prowokowany przez Skowrońskiego, tylko podziwiać spokój napastnika włatcuf!), Michal Wróblewski, uderzeniem z woleja, trafił do bramki rywali. Włatcy mieli jeszcze kilka okazji do podniesienia wyniku, ale niemoc strzelecka cały czas trwała i miała się dobrze, więc o podniesieniu wyniku można było co najwyżej pomarzyć . W 46 minucie andrychowianin Tomasz Pękala zdecydował się na uderzenie z prawej flanki, a że przymierzył i celnie i mocno, i znowu mieliśmy remis.

W 47 minucie kapitan kotłów, Artur Legień zabawił się w siatkarza i pojedynczym „blokiem” przerwał akcję mistrzów osiedla (żółta kartka). Ale to był mały pikuś przy tym co włatcuf czekało w samej końcówce meczu, a konkretniej w jego ostatniej minucie. Z połowy boiska rzut wolny egzekwował Pękala - prostopadłym, miękkim zagraniem posłał piłkę w pole karne, „na walkę”, ale ponieważ nikt do niej jednak nie doszedł więc wpadła ona w ręce Mateusza Gawędy. Wpadła i nieoczekiwanie wypadła. Wprost do siatki.

Post scripts: kapitan włatcuf, Artur Legień odkrył pewną analogię do sytuacji w jakiej jego drużyna znalazła się 2 lata temu – wtedy też po zwycięstwie nad KCP Team poległa z niziutko notowanymi Bianconerri. Hmm.. małe pocieszenie..małe.. jeżeli w ogóle.

Oldboys Beskid Andrychów – Andrychów FC 0:2

Mecz aktualnego lidera rozgrywek z mistrzem ALF był sporej klasy wydarzeniem. Niestety Oldboys Beskid Andrychów z różnych przyczyn nie mogło skorzystać z usług Kamila Górala I Grzegorza „Kucyka” Mizery (do meczu przystąpiło z jednym, pozyskanym w trybie awaryjnym, zawodnikiem). W AFC , którzy mógł się pochwalić większą liczbą zmienników, zabrakło tym razem Michała Kubacki i Jakuba Strzeżonia

Oba zespoły starannie przerobiły „zadanie domowe”, bo od pierwszego gwizdka sędziego widać było w ich poczynaniach jakąś „myśl przewodnią” - co prawda , w obu przypadkach odmienną – ale jednak..

Oldboje, z konsekwentna obroną strefową od połowy boiska, z przekazywaniem sobie rywali podaniami posyłanymi na Łukasza Smazę i Krzysztofa Kopytkę, jasnoniebiescy, bardziej otwarcie, zarówno atakiem pozycyjnym jak i szybkim i – przede wszystkim – z większą ilością zawodników zaangażowanych w ofensywę.

Pierwsza połowa upłynęła (nie wiedzieć kiedy, ale tak to jest , gdy mecz się podoba), pod znakiem szybkiej i twardej gry, sporej ilości strzałów i dobrej (a w przypadku Marka Kudłacika, wręcz rewelacyjnej !) postawy. Nie sposób wymienić tu wszystkie akcje, pojedynki, starcia, strzały, sytuacje i parady bramkarskie – ci co byli, widzieli, ci co nie byli, muszą uwierzyć na słowo.

Pod koniec pierwszej połowy starsi panowie zmienili defensywną taktykę na tą bardziej ryzykowna, którą – z różnym skutkiem przerabiali poprzednim sezonie - bramkarz w roli ostatniego obrońcy i zarazem rozgrywającego, wyganiał swoich kolegów do przodu (sprytne: ciągnęli za sobą rywali i „czyścili” mu pole do swobodnego rozegrania bądź oddania strzału z dystansu)

Bramek do przerwy jednak nie uświadczyliśmy.

W 29 minucie jedyny „ocalały” z trójki muszkieterów, Krzysztof „Pajek” Wiktorczyk, zamieszał na polu karnym oldbojów w stylu niezapomnianego Gerda Mullera i umieścił piłkę w samym „winklu” bramki rywali. Radość AFC była niesamowita!

I tradycyjnie , od tego momentu temperatura na boisku zaczęła się podnosić, ale punktu krytycznego (mimo nieobecności trzymającego-rękę-na-pulsie-takich-wydarzeń „Kucyka”) nie przekroczyła. Kulminacyjnym momentem była rzekome zagranie kończyną górną któregoś z obrońców AFC, po którym niemal wszyscy oldboje wrzasnęli: „rękaaaa!!!” (wszyscy z wyjątkiem nadzwyczaj opanowanego Kudłacika, po którego strzale doszło do tego zamieszania).

Tak na marginesie: my, obserwatorzy ręki nie dostrzegliśmy ,choć nie negujemy, że była, a byliśmy w lepszym miejscu, niż arbiter (bardo ruchliwy i czujny, akurat, pechowo. znalazł się w niedobrym ustawieniu – na całe szczęście po meczu wszystko zostało wyjaśnione i nawet największy „protestant” Łukasz Smaza, ochłonąwszy, podszedł do decyzji sędziego ze zrozumieniem.

Przegrywając 1:0 Beskid, już bez kombinowania, zaczął grać wysoko i agresywnie, stwarzając tym samym sporo problemów obrońcom Andrychów FC i bramkarzowi Grzegorzowi Bryzkowi. Bramek, mimo sporej ilości groźnych strzalow, nie zdobywał.

W 39 minucie z dystansu uderzył Krzysztof Sołtysiak, „Pajek” chytrze zasłonił Kudłacikowi pole widzenia i piłka - jeszcze po małym rykoszecie od Sebastiana Pilarskiego - wpadła do siatki.

Na 3:0 mógł podnieść ..bramkarz Bryzek, który widząc wysuniętego swego vis a vis, wybił z ”piątki” piłkę nogą, ta poszybowała i skozłowała nad goniącym ją Kudłacikiem, poczym .. odbiwszy się od poprzeczki wróciła w pole. Mało tego! Najszybciej doskoczył do niej Sołtysiak i – przez nikogo nie atakowany - kropnął z metra ponad poprzeczką!

W samej końcówce meczu golkiper oldbojów, spróbował wyręczyć swoich kolegów w ataku i kiedy po jednej z takich szarż piłka uderzona przez niego z „główki”, musnęła poprzeczkę, zawodnicy AFC , w dość logiczny sposób, nawiązując do jego zielonego trykotu wyjaśnili sobie i nam, dlaczego do tej sytuacji doszło: „ady nikt go nie widział, bo zmieszał się z trawą..”

Sensownie to zabrzmiało..nieprawdaż?

 

6.05. 2016

Niezniszczalni – Football Academy Andrychów 5:8

Kolejny mecz z rzędu tych o utrzymanie w Lidze?..:-)

Oba zespoły początku sezonu nie mogą zaliczyć do udanych stąd , dla obu był to mecz na przełamanie i odbicie od ligowego dna.

Tradycyjnie początek należał do akademików. W 27 sekundzie(!) meczu skrzydłem urwał się szybki Jakub Sokołowski i umieścił piłkę w bramce Niezniszczalnych (piszę tradycyjnie, bo niemal w każdym meczu, akademicy jako pierwsi zdobywali bramkę , a potem..potem bywało już różnie..w każdym bądź razie nawet kapitan Seweryn Łysoń zwrócił mi z boiska z boiska na to uwagę: „panie Kłaput znowu prowadzimy!”).W trzeciej minucie było już 2:0 dla andrychowian ( znowu na listę strzelców wpisał się Sokołowski. Później mieliśmy groźne strzały Daniela Wieczorka, obronione przez Mariusza Furmańskiego i słupek Sokołowskiego) Oblężenie przedpola „zamroczonych takim rozwojem wydarzeń, niezniszczalnych trwało kilka minut, ale powoli..powoli.. nowowsianie zaczęli podnosić się z kolan (uderzenia Amadeusza Pasieki i Adriana Bryzka).

W 10 minucie, po kontrze Bryzka, pikę otrzymał Kamil Leśny, wykonał zwód „na odciągnięcie” i ze szpica” wpakował ją pod poprzeczkę. W 13 minucie, po ładnie wykonanym zwodzie „na zamach”, wyrównał Sebastian Bryzek , a po następnych dwóch minutach niezniszczalni wyszli na prowadzenie (piłkę, po uderzeniu Pasieki, dobitką umieścił w bramce kapitan Krzysztof Szumowski).

Widmo kolejnej „powtórki z rozrywki” zawisło nad akademikami. Na ich szczęście nim „dołek” nie zdążył się rozkręcić, bo Dawid Gibas, po technicznym zagraniu piłki lobem od Sokołowskiego, zakręcił bramkarzem i doprowadził do remisu.

W 19 minucie Łysoń po rzucie rożnym „nabił’ Furmańskiego i piłka wpadła do siatki niezniszczalnych. Football Academy znowu wyszło na prowadzenie.

W końcówce pierwszej połowy andrychowianie mieli jeszcze trzy, dobre okazje do podwyższenia wyniku, ale Mariusz Furmański tym razem nie dał się zaskoczyć.

Druga odsłona rozpoczęła się od trafienia Gibasa i niemal natychmiastowej odpowiedzi Leśniaka.

Później inicjatywę przejęła ekipa Łysonia – w 32 minucie , w podbramkowym zamieszaniu piłkę do bramki wcisnął Wieczorek, a w 39, ten sam zawodnik, uderzeniem piłki głową , podwyższył na 7:4. W 42 minucie powinna paść kolejna bramka dla akademików – powinna, ale nie padła (Wieczorek poszedł „sam na sam” z bramkarzem, w ostatnim momencie jednak zdecydował się zagrać futbolówkę do Sokołowskiego, a Sokołowski, mając już przed sobą tylko „pustą” bramkę trafił w słupek (okazja z rzędu tzw. 300-procentowych!).Ostatniego gola dla FAA zaliczył Daniel Wieczorek (po kontrze z Łysoniem).

Niezniszczalni mieli trzy okazje na zmianę rezultatu - w pierwszej, po ładnym wyjściu Krzysztofa Szumowskiego z własnej połowy, Sebastian Bryzek trafił w bramkarza, w drugiej, po „klepanej akcji duetu Szumowski-Sebastian Bryzek, do siatki trafił Pasieka (czyli sytuację wykorzystali) i trzeciej, w której Bryzek zamiast podać do lepiej ustawionego kolegi, egoistycznie kopnął z „kąta” w bramkarza Kamila Babińskiego.

Zwycięstwo andrychowian owacyjnie przywitał trzy osobowy fan club Football Academy Andrychów (a Grzegorza Miodońskiego szczególnie), który tego wieczoru raczył był zasiąść na trybunie głównej New Village Stadium.

 

Desperado Team – Kojoty 3:8

Faworyt był - zwrot wyświechtany, ale jak najbardziej na miejscu - jeden. Stado walczy o najwyższą stawkę i mimo, że do meczu z niebieskimi przystąpiło bez Kuby Gawła, Adriana Pękali, Pawła Puchały i Jana Królickiego, zamierzało zgarnąć pełną pul. Z kolei desperadom, marzącym o opuszczeniu dołu tabeli, każdy pojedynek jest szansą na powalczenie, urwanie jakiegoś punkcika i podniesienie się w ligowej hierarchii. W 32 sekundzie meczu ostro zaszarżował Tomek Dudek, jego strzał „na raty” został obroniony przez Tomka Harężlaka, ale dobitka Aniela Ferreriego znalazła drogę do siatki. W 3 minucie przypomniał się kolejny Tomek, Tomek Bies - ex żądło KCP Team trafiło do bramki Piotrka Wróbla strzałem z „szesnastki”.

Remis1:1 nie trwał długo, bo znowu dał osobie znać Ferrer. Pomocnik pomarańczowo-czarnych, z rzutu rożnego, zakręcił mocno ..nie - kojoty od razu po tej akcji zażyczyły sobie bym napisał: „potężnie” –co niniejszym czynię, a więc: pomocnik pomarańczowo-czarnych zakręcił p o t ę ż n i e i piłka wpadła do siatki po „długim rogu”. W 10 minucie było już 3:0 (po samobójczym trafieniu któregoś z defensorów Desperado Team), a czwartego i zarazem ostatniego w tej połowie gola dla kojotów zdobył Mateusz Majda (piątego mógł jeszcze zaliczyć „Ferri”, ale tym razem się nie popisał i - po podaniu od „Majdzika” - z metra, trafił w golkipera). Bramkowy dystans do stada zmniejszył w 22 minucie, po akcji Biesa, Łukasz Jurecki.

Druga odsłona zacżęła się od celnej „bomby” obrońcy Łukasza Dudziaka, dającej Desperado Team, kontakt i malutki cień nadziei na lepsze 25 minut.

Niestety, od tego momentu do siatki trafiały już wyłącznie kojoty – po ładnym dryblingu i strzale w róg bramki, Arek Orlicki, ze sporego kąta Tomek Dudek, dalej, po zakręceniu obrońcami, z „ krótkiego szpica”, Mateusz Majda i na koniec w dobitce z woleja pod poprzeczkę – jeszcze raz – Majda (a propos: Mateusz tak się rozochocił strzelaniem bramek, że wjednej z ostatnich akcji , zamiast zgrać piłkę do Mateusza Kurca (pewna wykończenie!) sam, bardzo egoistycznie, próbował pokonać Harężlaka i nie dał rady.

Przy wcześniejszej porażce Beskidu, stado wyszło na samodzielną pozycje lidera ALF.

 

K3 – Olddboys Niwa 6:2

Księgarze na tą konfrontację zmobilizowali bardzo mocną ekipę (pojawiła się nawet, dawno nie oglądana na New Village Stadium, ikona tej formacji, Włodziu Kowalczyk), gęsi, na pełnym luzie, jak zwykle, w minimalistycznym zestawie, ale też z ikoną.. ikoną całej orlikowej piłki i nie tylko, Sylwestrem „Dziadkiem” Bączkiem (tego wieczoru bardzo wojowniczo usposobionym do otoczenia).

Ikona K3 dała o sobie poznać już w 3 minucie meczu, kiedy to po podaniu Szymona Jurasa, technicznym uderzeniem, pokonała Tomasza Wadonia (ikona oldbojów Niwy i całej orlikowem piłki, póki co, trwała jeszcze w przyczajce).

W 5 minucie, po ładnej, indywidualnej akcji Rafał Fabia posłał piłkę na „ piąty metr” - dopadł jej Sebastian Mysłajek i zamiast domknąć podanie lewą nogą , zdecydował się na prawą (trampkarski błąd) - w efekcie futbolówka „poszła” obok słupka. W 8 minucie Tomasz Wadoń w znakomitym stylu obronił strzał Wacka Farona, a później nastąpiło kilka minut, w których Michał Wysogląd musiał się mocno napracować (niepokoili go: aktywny i niebezpieczny Fabia. Andrzej Tomala , Mariusz Naglik i Tomasz Majdak; ikona orlikowej piłki dalej trwała w przyczajce).

W 17 minucie kapitalnego crossa , niemal przez cale boisko popełnił Przemek Gałuszka, Marcin Sporysz, poglądowo wręcz, zgasił piłkę na klatce (z kierunkiem), poczym pognał ku bramce i technicznym lobem pokonał wychodzącego golkipera Niwy. Kapitalna akcja!

W 19 minucie nowowiejskich oldbojów dopadł syndrom (niektórzy powiedzą: dopadła „zaraza”) oldbojów Beskidu Andrychów – w sytuacji” dwa na jeden” z bramkarzem, Mariusz Naglik z Tomaszem Majdakiem, po położeniu bramkarza, zaczęli zabawę w „ja ci podam..ty mi oddaj” i skończyło się na tym , ze Majdak trafił w słupek, a ikona orlikowej piłki, bohatersko strzymała to wszystko i nie wybuchła.

W 21 minucie urwał się obrońcom Fabia i huknął jak z armaty, ale Wysogląd, intuicyjnie odbił piłkę nogami (tak zwyczajnie, po ludzku szkoda mi było gęsi, bo troszkę sobie sytuacji, w pocie czoła, wypracowały, ale nic im nie chciało „wejść”).

Na dwie minuty przed końcem pierwszej połowy kontrę wyprowadził Sporysz, a Faron nie zaprzepaścił sytuacji i K3 objęło prowadzenie 3:0. I przy tym wyniku ikona orlikowej i nie tylko orlikowej piłki nie strzymała i wybuchła z siłą bomby atomowej – cytuję tylko najłagodniejszy fragment koleżeńskiej połajanki: „na bramkę nie umiecie trafić!.(.piiii) trzy strzały i trzy bramki!!!.. chłopy (piii) nie wygłupiajcie się..!!!”

Po gwizdku sędziego, oznajmiającym rozpoczęcie drugiej odsłony, ofensywną akcję przeprowadził Rafał Naglik, zagrał piłkę do Fabii . a ex napastnik Bajeru zrobił wszystko co miał zrobić – strzelił mocno i celnie, jednak Wysogląd po raz kolejny nie dał się zaskoczyć.

W końcu i jemu przytrafił się błąd – po „rogu” egzekwowanym przez Majdaka, wybił piłkę przed siebie, na przedpole, a tu dopadł ją „Dziadek” i Bączek i „odczarował bramkę” księgarzy.

Wraz z upływem czasu oldboje Niwy zaczęli słabnąć (grali tylko rezerwowym!) i raz za razem, ratowali się szybkimi zmianami dla złapania powietrza (z premedytacją wykorzystywali przy tym niezmierzony potencjał Sylwestra Bączka; ikona orlikowej piłki i nie tylko, przy którejś tam już z kolei prośbie o zluzowanie wrzasnęła poirytowana: „co wy myślicie, że ja robocop jestem?!?”, ale - cały „Dziadk”, cały on - pomknęła chyżo na murawę.

W 42 minucie, po kontrze wyprowadzonej przez Włodka Kowalczyka, czwartą bramkę dla czarnych koszul zdobył Wacek Faron

Trzybramkowy dystans zmniejszył defensor Rafał Naglik, który z dystansu posłał piłkę „na walkę” – skoczył do niej Andrzej Tomala i Wysogląd, a że obaj zrobili to dynamicznie, bez „zmiłuj się!” , obaj też ponieśli tego konsekwencje i padli zgodnie na murawę (futbolówka w tym czasem swobodnie poszybowała do siatki).

W końcówce oldboje ambitnie zaatakowali (niewykorzystane sytuacje Mariusza Naglika i Tomasza Majdaka znowu podniosły ciśnienie Bączkowi). Dostało się też sędziemu za nieprzyznanie rzutu karnego po ręce jednego z księgarzy.

Ostatnie słowo należało do zawodników K3 – najpierw Wacek Faron wykorzystał nieporozumienie między golkiperem Tomaszem Wadoniem, a Mariuszem Naglikiem, a następnie do bramki Niwy trafił Szymon Juras, po kontrze wyprowadzonej prze Kowalczyka.

 

Paweł Kłaput

 

 

szczegółowe tabele, wyniki i strzelcy bramek znajdują się na:  www.alf.futbolowo.pl oraz na stronie ALF na Facebooku.

6 kolejka ALF
Orlik Nowa Wieś, New Village Stadium
5.05.2016
KCP Team – Ultras Kęty  6:4
Klasyk ALF-a . Dwie najbardziej tytułowane firmy. 
KCP Team przystąpiło w  zdecydowanie szerszym zestawie niż tydzień temu. Ultras Kęty ? Jak zwykle stalą, żelazną kadrą.
Tradycyjnych szachów, badania i temu podobnych podchodów tym razem nie było –  już w 2 minucie Adam Hawro zmusił, powracającego do gry po kontuzji, Wojtka Wiktora, do sporego wysiłku.  Trzy minuty później Rafał Michalak wyprowadził piłkę z własnej połowy, zagrał przytomnie do Hawry, a całą akcję wykończył Michał Karkoszka (1:0). W 10 minucie ofiarną interwencję, po zderzeniu z szarżującym Hawro, Wiktor okupił odnowieniem się kontuzji (po meczu golkiper muzyków pluł sobie w brodę i złorzeczył w temacie: „ ........... {słowo niecenzuralne) ambicji”.  Między słupkami stanął doświadczony bramkarz Daniel Pałamarczuk, na New Village Stadium udzielający się  jednak przede wszystkim w polu.  Nierozgrzany, przy pierwszej interwencji, po strzale z dystansu Bogumiła Olesiaka, piłkę „wypluł” przed siebie i Adam Hawro skorzystał z prezentu. W 17 minucie było ju 3:0 dla cytrynek – po zagraniu z rzutu rożnego z  pierwszej piłki,  w krótki róg, niczym Deyna w meczu z Wlochami, przymierzył Mateusz Musiał (zasłonięty Pałamarczuk nie zdążył zareagować). 
Ultrasi nie zamierali zwalniać tempa, atak sunął za atakiem i sporemu szczęściu, zblokowanym w ostatnich momentach strzałom oraz coraz lepiej spisującemu się w bramce Pałamarczukowi , muzycy zawdzięczają to, że skończyło się tylko na tych trzech bramkach. 
W pierwszych dwudziestu pięciu minutach  wicemistrz ALF w tyłach spisywali się wyjątkowo kiepsko, niewiele lepiej układało się w przodach – co prawda sytuacje były ( „sam na sam” z bramkarzem, Kuby Migdałka, słupek z bliskiej odległości Rafała Janosza), ale piłki w siatce rywali nie udało się umieścić żadnemu z nich.
Za to patrząc na grę keczan, można było odnieść wrażenie,  że przynajmniej do tego momentu  „świeciło słoneczko” (wszystko  „im szło”,  w tym sensie, że czegokolwiek by nie zagrali  - kiepsko.. bardzo kiepsko czy po prostu źle  – to i tak pozostawało bez najmniejszych konsekwencji.. a piłka wracała do nich jak bumerang).
Druga odsłona zaczęła się od ładnej akcji Rafała Michalaka (zagrał sprytnie piętą do Karkoszki, ale ten minimalnie przestrzelił), ale też i od czegoś ważniejszego – muzycy przeorientowali swoją strategię.    I tak jak w pierwszej połowie  grali defensywnie, co skończyło się klapą, tak teraz, nie mając już nic do stracenia,  zaczęli podchodzić wysoko i niepokoić rywala już na jego połowie (Błasiak, Janosz, Borak, Zając), a nawet przedpolu (Grządziel, Migdałek). To szybko przyniosło efekt  (w zamieszaniu podbramkowym piłkę, przy współudziale defensorów cytrynek, wepchnął do siatki  Kamil Borak). Przełamanie dodało pasom  sporego „kopa” (grę „ciągnęli” teraz: Rafał Janosz, Mateusz Błasiak i Adrian Majkuciński, ale reszta kolegów też dawała z siebie wiele).
W33 minucie za faul na „Majkim” arbiter podyktował rzut karny, pewnie zamieniony przez Artura Grządziela na bramkę. KCP Team złapało  kontakt i „siadło” na kompletnie zdezorientowanych ultrasach ( obrazowo określił to jeden z obserwatorów: „ultrasi grają to co KCP Team pierwszej połowie czyli nic”)
W35 minucie w obrębie „szesnastki”  s faulowany  został Sebastian Zając i mimo dynamicznych protestów kęczan, sędzia wskazał na wapno. Skutecznym egzekutorem „jedenastki” był ponownie Grządziel.
W chwilę później groźną kontrę wyprowadził duet: Janosz-Borak, ale w idealnej sytuacji „Raul”, zamiast oddać celny strzał, naruszył cielesność rywala!
W 37 minucie Błasiak ze środku boiska dostrzegł wysuniętego trzy metry przed bramkę, Kamila Pietrasa, zaryzykował i uderzył, a kopnięcie wyszło mu, jak pewnie nigdy w życiu - piłka, zahaczywszy o nieboskłon, spadła do bramki idealnie za kołnierz rozpaczliwie interweniującego  golkipera.  Niesamowite trafienie!                                                                                                                                                        W chwilę później idealną sytuację na odskoczenie od rywali miał Grządziel, ale trafił piłką w bramkarza.                                                                                                                                                                          Ultrasi nie zamierzali składać broni i po jednej z nielicznych w tym fragmencie meczu kontr, zdobyli wyrównującą bramkę (jej autorem był Rafał Michalak).
I od tego momentu zaczął się mecz na najwyższym poziomie – w 41 minucie Borak , „zakręciwszy”  obrońcą i bramkarzem, podał piłkę do Grządziela, a ten wpakował ją do siatki.  Cytrynki odpowiedziały mocnym  strzałem któregoś z napastników (kapitalną robinsonadą popisał się Damian Pałamarczuk). W 45 minucie Majkuciński złapał żółty kartonik i muzykom przez dwie minuty przyszło grać w osłabieniu. Ultrasi zamknęli rywali w prawdziwie hokejowym zamku, grali szybką, kombinacyjną piłką, ale „zasieków” rywali nie udało im się sforsować . Co gorsze, po precyzyjnym wyrzucie piłki ręką przez bramkarza KCP Team, Rafał Janosz przytomnym lobem, „główką”, posłał ją nad Pietrasem.
W samej końcówce oba zespoły miały jeszcze swoje szanse: strzał Grządziela, po rajdzie przez niemal  całe boisko, obronił Pietras, uderzenie Wilka, ponownie efektowną i efektywną robinsonadą, sparował Pałamarczuk, a w ostatniej sytuacji spotkania Krzysztof Michalak skiksował  na „piątym metrze”.
„Z piekła do raju” tak można by zatytułować relację  w kontekście gry KCP Team.                                   W przypadku ultrasów nagłówek brzmiałby  odwrotnie.
Mistrzowie Osiedla – Włatcy Stadionuf  5:4
W pierwszej minucie meczu , obserwujący go  Sylwester „Dziadek” Bączek wkurzył się na ludzi z Nowej Wioski, którzy z kominów zaczęli puszczać na New Village stadium dymiącą „oprawę”.
W 2 minucie, nieco w cieniu incydentu z zatruwaniem atmosfery, faworyt czyli Włatcy Stadionuf, po strzale Michała Wróblewskiego, objęli prowadzenie. Mistrzowie nie zmierzali jednak padać na kolana przed władcami (jednych i drugich do takiej postawy obligowały dumne nazwy)i najpierw zagrozili bramce Mateusza Gawędy niebezpieczną, posłana tuż obok słupka, „piętką” Mirosława Sołtysiaka,, a następnie doprowadzili do wyrównania za sprawą nowego nabytku andrychowian, Tomasza Pękali , który zakręcił obrońcą i strzelił pod poprzeczkę. W 14 minucie, przy pierwszym kontakcie z piłką,  bramkę zdobył - też nowy  nabytek, tyle, że włatcuf - Kamil „Junior” Mas (ex Bajer).
W chwilę później , kolejny nabytek (przy braku wielu podstawowych graczy w obu zespołach namnożyło się nabytkow-debiutantów jak królików), Mieczysław Skowroński, w idealnej sytuacji strzeleckiej, posłał piłkę „w sufit”, a Paweł Sołtysiak(już nie nabytek czy debiutant), choć wyprowadził ładną kontrę, oddał strzał zbyt anemiczny, by zaskoczyć nim bramkarza włatcuf. W 23 minucie , najniebezpieczniejszy w szeregach czerwono-czarnych, Wróblewski, po błędzie obrońców, zagrał piłkę do Mateusza „Owena” Klęczara, a ten umieścił ją w siatce.                                                                        Na minutę przed końcem pierwszej połowy tata z pociechą (czyli Sołtysiak & Sołtysiak) wyprowadzili z własnej połowy kontrę, Mirosław senior uderzył i trafił  w słupek, na jego szczęście „monitorujący” całą akcję z tyłu Tomasz Lach , był czujny i z dobitki zdobył kontaktowego gola. 
Druga połowa zaczęła się od utraty bramki grających w..przewadze  włatcuf (za złośliwe kopnięcie Wróblewskiego) na dwie minuty wyleciał z boiska Skowroński) –  piłkę w swoim polu karnym zgubił Kulma, z prezentu skorzystał Lach i na tablicy mieliśmy już remis 3:3.
Dziwna sprawa.. ekipa Legienia cały czas miała optyczną przewagę, co z tego, skoro nie strzelała bramek (niewykorzystane, indywidualne okazje Królickiego, Wróblewskiego czy  kontra „trzy na jeden”, po której tenże Wróblewski posłał piłkę obok słupka).
W 35 minucie (poniewierany niemiłosiernie  i  systematycznie prowokowany przez Skowrońskiego, tylko podziwiać spokój napastnika włatcuf!), Michal Wróblewski, uderzeniem z woleja, trafił do bramki rywali. Włatcy mieli jeszcze kilka okazji do podniesienia wyniku, ale niemoc strzelecka cały czas trwała i miała się dobrze, więc o podniesieniu wyniku można było co najwyżej pomarzyć . W 46 minucie andrychowianin Tomasz Pękala zdecydował się na uderzenie z prawej flanki, a że przymierzył i celnie i mocno,  i znowu mieliśmy remis. 
W 47 minucie kapitan kotłów, Artur Legień zabawił się w siatkarza i pojedynczym „blokiem” przerwał akcję mistrzów osiedla (żółta kartka). Ale to był mały pikuś przy tym co włatcuf czekało w samej końcówce meczu, a konkretniej w jego ostatniej  minucie. Z połowy boiska rzut wolny egzekwował Pękala -  prostopadłym, miękkim zagraniem posłał  piłkę w pole karne, „na walkę”, ale ponieważ nikt do niej jednak  nie doszedł więc wpadła ona w ręce Mateusza Gawędy. Wpadła i nieoczekiwanie wypadła. Wprost do siatki.
Post scripts:  kapitan włatcuf, Artur Legień odkrył pewną analogię do sytuacji w jakiej jego drużyna znalazła się  2 lata temu – wtedy też po zwycięstwie nad KCP Team poległa z niziutko notowanymi Bianconerri.                                                                                                                                                                           Hmm.. małe pocieszenie..małe.. jeżeli w ogóle.
Oldboys Beskid Andrychów – Andrychów FC  0:2
Mecz aktualnego lidera rozgrywek z mistrzem ALF był  sporej klasy wydarzeniem. Niestety Oldboys Beskid Andrychów z różnych przyczyn nie mogło skorzystać z usług Kamila Górala I Grzegorza „Kucyka” Mizery (do meczu przystąpiło z jednym, pozyskanym w trybie awaryjnym, zawodnikiem). W AFC , którzy mógł się pochwalić większą liczbą zmienników, zabrakło tym razem Michała Kubacki i Jakuba Strzeżonia 
Oba zespoły starannie przerobiły „zadanie domowe”, bo od pierwszego gwizdka sędziego widać było w ich poczynaniach jakąś „myśl przewodnią”  - co prawda , w obu przypadkach odmienną – ale jednak..
Oldboje, z konsekwentna  obroną strefową od połowy boiska, z przekazywaniem sobie rywali podaniami posyłanymi na Łukasza Smazę i Krzysztofa Kopytkę, jasnoniebiescy, bardziej otwarcie, zarówno atakiem pozycyjnym jak i szybkim i – przede wszystkim – z większą ilością zawodników zaangażowanych w ofensywę.
Pierwsza połowa upłynęła (nie wiedzieć kiedy, ale tak to jest , gdy mecz się podoba), pod znakiem szybkiej i twardej gry, sporej ilości strzałów i dobrej (a w przypadku Marka Kudłacika, wręcz rewelacyjnej !) postawy. Nie sposób wymienić tu wszystkie akcje, pojedynki, starcia, strzały, sytuacje i parady bramkarskie  – ci co byli, widzieli, ci co nie byli, muszą uwierzyć na słowo.
Pod koniec pierwszej połowy starsi panowie zmienili  defensywną taktykę na tą bardziej ryzykowna, którą – z różnym skutkiem przerabiali poprzednim sezonie  - bramkarz w roli ostatniego obrońcy i zarazem rozgrywającego, wyganiał swoich kolegów do przodu (sprytne: ciągnęli za sobą rywali i „czyścili” mu pole do swobodnego rozegrania bądź oddania strzału z dystansu)
Bramek do przerwy jednak nie uświadczyliśmy.
W 29 minucie jedyny „ocalały” z trójki muszkieterów, Krzysztof „Pajek” Wiktorczyk, zamieszał na polu karnym oldbojów w stylu niezapomnianego Gerda Mullera i umieścił piłkę w samym „winklu” bramki rywali. Radość AFC była niesamowita!
I tradycyjnie , od tego momentu temperatura na boisku zaczęła się podnosić, ale punktu krytycznego (mimo nieobecności trzymającego-rękę-na-pulsie-takich-wydarzeń „Kucyka”) nie przekroczyła. Kulminacyjnym momentem była rzekome zagranie kończyną górną któregoś z obrońców AFC, po którym niemal wszyscy oldboje wrzasnęli: „rękaaaa!!!” (wszyscy z wyjątkiem nadzwyczaj opanowanego Kudłacika, po którego strzale doszło do tego zamieszania).
Tak na marginesie: my, obserwatorzy ręki nie dostrzegliśmy ,choć nie negujemy, że była, a byliśmy w lepszym miejscu, niż arbiter (bardo ruchliwy i czujny, akurat, pechowo. znalazł się w niedobrym  ustawieniu – na całe szczęście po meczu wszystko zostało wyjaśnione i nawet największy „protestant” Łukasz Smaza, ochłonąwszy, podszedł do  decyzji sędziego ze zrozumieniem.
Przegrywając 1:0 Beskid, już bez kombinowania, zaczął grać wysoko i agresywnie,  stwarzając tym samym sporo  problemów obrońcom Andrychów FC i bramkarzowi Grzegorzowi Bryzkowi. Bramek, mimo sporej ilości groźnych strzalow, nie zdobywał.
 W 39 minucie z dystansu uderzył Krzysztof Sołtysiak, „Pajek” chytrze zasłonił Kudłacikowi pole widzenia i piłka - jeszcze po małym rykoszecie od Sebastiana Pilarskiego - wpadła do siatki.
Na 3:0 mógł podnieść ..bramkarz Bryzek, który widząc wysuniętego swego vis a vis, wybił z ”piątki” piłkę nogą, ta poszybowała i skozłowała nad goniącym ją Kudłacikiem, poczym .. odbiwszy się od poprzeczki wróciła w pole. Mało tego! Najszybciej doskoczył do niej Sołtysiak i – przez nikogo nie atakowany - kropnął z metra ponad poprzeczką! 
W samej końcówce meczu golkiper oldbojów, spróbował  wyręczyć swoich kolegów w ataku i kiedy po jednej z takich szarż  piłka uderzona przez niego z „główki”, musnęła poprzeczkę, zawodnicy AFC , w dość logiczny sposób, nawiązując do jego zielonego trykotu wyjaśnili sobie i nam, dlaczego do tej sytuacji doszło: „ady nikt go nie widział, bo zmieszał się z trawą..”
Sensownie to zabrzmiało..nieprawdaż?
6.05. 2016
Niezniszczalni – Football Academy Andrychów 5:8
Kolejny mecz z rzędu tych o utrzymanie w Lidze?..:-)
Oba zespoły początku sezonu nie mogą zaliczyć do udanych stąd , dla obu był to mecz na przełamanie i odbicie od ligowego dna.
Tradycyjnie początek należał  do akademików. W 27 sekundzie(!) meczu skrzydłem urwał się szybki Jakub Sokołowski i umieścił piłkę w bramce Niezniszczalnych (piszę tradycyjnie, bo niemal w każdym meczu, akademicy jako pierwsi zdobywali bramkę , a potem..potem bywało już różnie..w każdym bądź razie nawet kapitan Seweryn Łysoń zwrócił mi z boiska z boiska na to uwagę: „panie Kłaput znowu prowadzimy!”).W trzeciej minucie było już 2:0 dla andrychowian ( znowu na listę strzelców wpisał się Sokołowski. Później mieliśmy groźne strzały Daniela Wieczorka, obronione przez Mariusza Furmańskiego i słupek Sokołowskiego) Oblężenie przedpola „zamroczonych  takim rozwojem wydarzeń, niezniszczalnych trwało kilka minut, ale powoli..powoli.. nowowsianie zaczęli podnosić się z kolan (uderzenia Amadeusza Pasieki i Adriana Bryzka).
W 10 minucie, po kontrze Bryzka, pikę otrzymał Kamil Leśny, wykonał zwód „na odciągnięcie” i ze szpica” wpakował ją pod poprzeczkę. W 13 minucie, po ładnie wykonanym zwodzie „na zamach”, wyrównał Sebastian Bryzek , a po następnych dwóch minutach niezniszczalni wyszli na prowadzenie (piłkę, po uderzeniu Pasieki, dobitką umieścił w bramce kapitan Krzysztof Szumowski).
Widmo kolejnej „powtórki z rozrywki” zawisło nad akademikami. Na ich  szczęście nim „dołek” nie zdążył się rozkręcić, bo Dawid Gibas, po technicznym zagraniu piłki lobem od Sokołowskiego, zakręcił bramkarzem i doprowadził do remisu.
W 19 minucie Łysoń po rzucie rożnym „nabił’ Furmańskiego i piłka wpadła do siatki niezniszczalnych. Football Academy znowu wyszło na prowadzenie.
W końcówce pierwszej połowy andrychowianie mieli jeszcze trzy, dobre okazje do podwyższenia wyniku, ale Mariusz Furmański tym razem nie dał się zaskoczyć.
Druga odsłona rozpoczęła się od trafienia Gibasa i niemal natychmiastowej odpowiedzi  Leśniaka.
 Później inicjatywę przejęła ekipa Łysonia – w 32 minucie , w podbramkowym zamieszaniu piłkę do bramki wcisnął Wieczorek, a w 39, ten sam zawodnik, uderzeniem piłki głową , podwyższył na 7:4.  W 42 minucie powinna paść kolejna bramka dla akademików – powinna, ale nie padła (Wieczorek poszedł „sam na sam” z bramkarzem,  w ostatnim momencie jednak zdecydował się zagrać futbolówkę do Sokołowskiego, a Sokołowski, mając już przed sobą tylko „pustą” bramkę trafił w słupek (okazja z rzędu tzw. 300-procentowych!).Ostatniego gola dla FAA zaliczył Daniel Wieczorek (po kontrze z Łysoniem).
Niezniszczalni mieli trzy okazje na zmianę rezultatu  - w pierwszej, po ładnym wyjściu Krzysztofa Szumowskiego z własnej połowy, Sebastian Bryzek trafił w bramkarza, w drugiej, po „klepanej akcji duetu Szumowski-Sebastian Bryzek, do siatki trafił Pasieka (czyli sytuację wykorzystali) i trzeciej, w której Bryzek zamiast podać do lepiej ustawionego kolegi,  egoistycznie kopnął z „kąta” w bramkarza Kamila Babińskiego.
Zwycięstwo andrychowian  owacyjnie przywitał trzy osobowy fan club Football Academy Andrychów (a Grzegorza Miodońskiego szczególnie), który tego wieczoru raczył był zasiąść na trybunie głównej New Village Stadium.
Desperado Team – Kojoty  3:8
Faworyt był - zwrot wyświechtany, ale jak najbardziej na miejscu - jeden. Stado walczy o najwyższą stawkę i mimo, że do meczu z niebieskimi przystąpiło bez Kuby Gawła, Adriana Pękali, Pawła Puchały i Jana Królickiego, zamierzało zgarnąć pełną pul. Z kolei desperadom, marzącym o  opuszczeniu dołu tabeli, każdy pojedynek jest szansą na powalczenie, urwanie jakiegoś punkcika i podniesienie się w ligowej hierarchii.  W 32 sekundzie meczu  ostro zaszarżował Tomek Dudek, jego strzał „na raty” został obroniony przez Tomka Harężlaka, ale dobitka Aniela Ferreriego znalazła drogę do siatki. W 3 minucie przypomniał  się kolejny Tomek, Tomek Bies - ex żądło KCP Team trafiło do bramki Piotrka Wróbla strzałem z „szesnastki”.
Remis1:1 nie trwał długo, bo znowu dał osobie znać Ferrer. Pomocnik pomarańczowo-czarnych, z rzutu rożnego, zakręcił  mocno ..nie  - kojoty od razu po tej akcji zażyczyły sobie bym napisał: „potężnie” –co niniejszym czynię, a więc: pomocnik pomarańczowo-czarnych zakręcił p o t ę ż n i e i piłka wpadła do siatki po „długim rogu”.                                                                                                                          W 10 minucie było już 3:0 (po samobójczym trafieniu któregoś z defensorów Desperado Team), a czwartego i zarazem ostatniego w tej połowie gola dla kojotów zdobył Mateusz Majda (piątego mógł jeszcze zaliczyć  „Ferri”, ale  tym razem się nie popisał i - po podaniu od „Majdzika” - z metra, trafił w golkipera).                                                                                                                                                                                 Bramkowy  dystans do stada zmniejszył w 22 minucie, po akcji Biesa, Łukasz Jurecki.
Druga odsłona zacżęła się od celnej „bomby” obrońcy Łukasza Dudziaka, dającej Desperado Team, kontakt i  malutki cień nadziei na lepsze 25 minut.
Niestety, od tego momentu do siatki trafiały już wyłącznie kojoty – po ładnym dryblingu i strzale w róg bramki, Arek Orlicki, ze sporego kąta Tomek Dudek, dalej, po zakręceniu obrońcami, z „ krótkiego szpica”, Mateusz Majda i na koniec w dobitce z woleja pod poprzeczkę – jeszcze raz – Majda (a propos: Mateusz tak się rozochocił strzelaniem bramek, że wjednej z ostatnich akcji , zamiast zgrać piłkę do Mateusza Kurca (pewna wykończenie!) sam, bardzo egoistycznie,  próbował pokonać Harężlaka i nie dał rady.
Przy wcześniejszej porażce Beskidu, stado wyszło  na samodzielną pozycje lidera ALF.
K3 – Olddboys Niwa  6:2
Księgarze na tą konfrontację  zmobilizowali bardzo mocną ekipę (pojawiła się nawet, dawno nie oglądana na New Village Stadium, ikona tej formacji, Włodziu Kowalczyk), gęsi, na pełnym luzie,  jak zwykle,  w minimalistycznym zestawie, ale też z ikoną.. ikoną całej orlikowej piłki i nie tylko, Sylwestrem „Dziadkiem” Bączkiem (tego wieczoru bardzo wojowniczo usposobionym do otoczenia).
Ikona K3 dała o sobie poznać już w 3 minucie meczu, kiedy to po podaniu Szymona Jurasa, technicznym uderzeniem, pokonała Tomasza Wadonia (ikona oldbojów Niwy i całej orlikowem piłki, póki co, trwała jeszcze w przyczajce).
W 5 minucie, po ładnej, indywidualnej akcji Rafał Fabia posłał piłkę na „ piąty metr” - dopadł jej Sebastian Mysłajek i zamiast domknąć  podanie lewą nogą , zdecydował się na prawą (trampkarski błąd) - w efekcie futbolówka  „poszła”  obok słupka. W 8 minucie Tomasz Wadoń w znakomitym stylu obronił strzał Wacka Farona, a później nastąpiło kilka minut,  w których Michał Wysogląd  musiał się mocno napracować (niepokoili go: aktywny i niebezpieczny Fabia. Andrzej Tomala , Mariusz Naglik i Tomasz Majdak; ikona orlikowej piłki dalej trwała w przyczajce).
W 17 minucie kapitalnego crossa , niemal przez cale boisko popełnił Przemek Gałuszka, Marcin Sporysz, poglądowo wręcz, zgasił piłkę na klatce (z kierunkiem), poczym pognał ku bramce i technicznym lobem pokonał wychodzącego golkipera Niwy. Kapitalna akcja!
reklama

Zobacz także

Napisz komentarz

Redakcja mamNewsa.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy Internautów. Prosimy o kulturalną dyskusję i przestrzeganie regulaminu portalu. Wpisy niezgodne z regulaminem będą usuwane. Dodając komentarz, akceptujesz postanowienia regulaminu. Wszelkie problemy z funkcjonowaniem portalu, usterki, uwagi, zgłoszenia błędów prosimy kierować na: [email protected]

Musisz być zalogowany, aby dodawać komentarze.

Brak komentarzy

reklama
reklama
pełne wyniki i terminarz ›
reklama
reklama
reklama
reklama
reklama
reklama